niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział XXI "Skok"

   Perspektywa Clary

   Nie chcę tu być. Nie chcę.
   Szkoda, że moje życzenia się nie spełniają. Nie spełniają w takim miejscu.
   Podchodzę szybko do okna, żeby ocenić możliwość ucieczki. Nie ma szans. Jest stanowczo za wysoko. Chce mi się płakać.Łzy wzbierają mi w oczach, a ja próbuję je powstrzymać.
   Nie zobaczą moich łez. Nie dam im tej satysfakcji. Będę udawać silną. Kurde, co ja sobie myślę? Będę udawać silną, a tak naprawdę będę się sama zabijać psychicznie.
    Pierwsza łza skapuje cicho na mój policzek.
    Kiedy tak rozmyślam, ktoś puka do drzwi. Nie czeka na moją odpowiedź tylko bezczelnie wchodzi. Ocieram szybko łzy i spoglądam na przybysza.
    Oparty o futrynę drzwi stoi Jonathan. Stoi i się mi przygląda. Nic więcej. Mijają kolejne sekundy, a on nic.
-Co znowu chciałeś?- pytam.
-Ojciec kazał ci powiedzieć, że za 15 minut masz być gotowa do zejścia na dół.- mówi, ale nie odchodzi.
- Możesz iść-mówię. Nie reaguje. -Chciałabym się przebrać.
    Jonathan tylko kieruje się w stronę łóżka. Nie wyproszę go chyba z pokoju. Kieruję się do łazienki i się w niej zamykam.
-Masz 10 minut inaczej wchodzę do ciebie.- mówi Jonathan.
    Wchodzę pod prysznic i odkręcam ciepłą wodę. Myję się szybko. Kiedy wychodzę na jednej z półek leżą przygotowane przez kogoś ciuchy i buty dla mnie. Zakładam je i przeglądam się w lustrze. Są jak uszyte dla mnie. Na prawym ramieniu mam mokry bandaż. Ściągam go i wrzucam do kosza na śmieci. Rana nie jest jeszcze do końca zagojona, ale nie wygląda też najgorzej. Przyglądam się sobie w lustrze. Rozczesuje włosy i czeszę je w kitkę. Nagle moją uwagę przykuwa coś za moimi plecami.
    Małe, kwadratowe okno przez które powinnam się zmieść. Podchodzę do okna. Za oknem jest spadzisty dach. Odkręcam gorącą wodę spod prysznica. Niech Jonathan mnie szuka w parze, albo może myśleć, że wciąż jestem po prysznicem.  Otwieram okno i wychylam się przez nie ostrożnie. Dam radę, mówię sobie w myślach. Przechodzę przez nie i staje oparta plecami o ścianę domu. Muszę iść cicho i być nie zauważona.
     Idę cały czas przed siebie. Muszę znaleźć jakieś drzewo, aby po nim zejść. Po kolejnych 5 metrach takie drzewo się pojawia, lecz dach staje się bardziej stromy. Tracę równowagę i zaczynam zjeżdżać na dół. Jestem coraz bliżej krawędzi. Myśl, Clary. W ostatniej chwili łapię się krawędzi i zwisam bezwładnie z krawędzi dachu. Jest około cztery metry na dół. Hmm... czy jak się puszczę coś mi się stanie? Okay dopóki nie spróbuję nie przekonam się.
    Upadek nie trwa długo. Ląduje w przysiadzie, lecz już po chwili wiem, że nie zaliczę go do udanych. Lewa kostka nie przeżyła upadku za dobrze. Chyba ją zwichnęłam.
   Próbuję zrobić krok, lecz ból jest nie do zniesienia. Gdybym miała stelle. Właśnie gdyby.
   Jeżeli chcę stąd uciec to muszę już ruszać inaczej nie uda mi się. Szanse na powodzenie z każdą kolejną sekundą drastycznie maleją. Jeszcze raz próbuje zrobić krok. Kostka zaczyna powoli puchnąć. Nagle do moich uszu dochodzi dźwięk wywarzanych drzwi z zawiasów. Jonathan dostał się do łazienki. Czas się kurczy.
   Muszę zacząć biec inaczej po mnie. To dziwne, ale nie ma żadnej straży. Po pięciu metrach nie mogę dłużej biec coraz bardziej kuleję, a za mną słyszę już kroki. Mimo, że kostka boli nie miłosiernie próbuję jeszcze pobiec kilka metrów do lasu.
   Trzy metry. Dam radę.
   Dwa metry. Jeszcze tylko kawałek.
   Jeden metr. Nie mam już sił. Lewa kostka pulsuje bólem.
   Pół metra. Ktoś łapie mnie za ramię i odwraca twarzą do siebie.
   Jonathan nikt więcej tylko on. Jego mina nieco zbija mnie z tropu. Jest zatroskany i lekko poddenerwowany. Jego zwykle czarne oczy nie są takie. Wokół źrenic tęczówka ma kolor dobrze znanej mi zieleni.
   Nie mogę już dłużej stać. Upadam. On kuca przede mną i jakby czytał mi w myślach ogląda mi kostkę. Jest spuchnięta.
-Co ty sobie myślałaś, żeby biec ze zwichniętą kostką?!- mówi podnosząc lekko ton. Natychmiast wyjmuje stelle i rysuje runę uzdrawiającą.
   Ból powoli ustaje.
-Lepiej?-pyta. Kiwam tylko głową. Nie przypuszczałam, że on może taki być. Następnie bierze mnie na ręce i rusza w kierunku budynku. Mojego więzienia.- To teraz na rozmowę do tatusia.
   Czyżbym wyczuwała sarkazm w ostatnim zdaniu?
**************************
Proszę o fanfary.
Rozdział 21 dodany. 
Tak wiem jestem boska.
Okay, a teraz kilka informacji.
*Zbliżają się wakacje (tak wiem odkryłam Amerykę) i rozdziały powinny pojawiać się częściej.
*Kolejnego rozdziału możecie spodziewać się już w przyszłym tygodniu. Niczego nie obiecuję.
*Napiszcie w komentarzach jak wam się podoba rozdział. 
*Rozdział krótszy niż poprzedni, ale ważne, że jest.
* Koniec informacji.

2 komentarze:

  1. Szkoda, że krótki, ale ważne, że jest świetny! Już nie mogę się doczekać kolejnego ;3

    OdpowiedzUsuń