sobota, 24 maja 2014

Rozdział XX "Dwa spojrzenia"

Perspektywa Jace'a

    Wyszedłem z biblioteki tylko na kilka minut. Tylko na kilka minut. Cholera, po co ja w ogóle wyszedłem? Mogłem odpisać Hodge'owi, temu zdrajcy, że przyjdę później. Właśnie mogłem. Czemu jestem taki durny? Mogłem od razu zauważyć, że coś jest nie tak. Kiedy Clary była nieprzytomna zostaliśmy dokładnie przesłuchani. Ja, Izzy i Alec. Przesłuchani przez Hodge'a i Konsula. Nie wpuścili do pokoju nawet Imogen o Lightwood'ach nie wspomnę.  Pytali nas o wszystko. Jak powstała ta Runa? Czy możesz ją teraz narysować? Czy Valentine o tym wie? Czy widział jak otwierała Bramę? Czy coś na ten temat mówił? Na początku odpowiadałem spokojnie, ale potem pytania wydawały się coraz bardziej wkurzające.
-Tak, Valentine podszedł do Clary i pogratulował jej nowych zdolności. Następnie Jonathan tak się ucieszył, że miał zamiar urządzić huczną imprezę na jej cześć. Oczywiście wszystkich nas zaprosił. Daty jeszcze nie podał. Clary potem pootwierała jeszcze kilka Bram i przyszli goście. Nam zaczęło się nudzić, więc przeszliśmy przez jedną z Bram. I tak oto tu jesteśmy.- mówiłem z sarkazmem. Nie chciało mi się czekać na jakieś słowa dezaprobaty i wyszedłem.
    Nie minęło półgodziny, a dostałem wezwanie o demonie na jednej z ulic. Pojechaliśmy z Alec'iem, ale nic nie zastaliśmy. Była to zwykła podpucha.
    Wróciliśmy do Instytutu. Alec poszedł zdać sprawozdanie, a ja ruszyłem do Clary. Była nadal nie przytomna. Uroczo wyglądała kiedy spała. Teraz na pewno spała, przedtem była nieprzytomna po tym jak trafiło ją coś ostrego nasączonego krwią demona. Niby drobne zadrapanie, a potrafi doprowadzić do tak silnego zakażenia.
    Przez dwie godziny, jak byliśmy przesłuchiwani siedziała z nią jej matka, gorączka nie zelżała, a iratze nie pomagały, rana się nie goiła, a krew nie przestawała płynąć. Dopiero po dwóch godzinach postanowili zadzwonić do Bane'a, żeby jakoś pomógł. Nie było go niestety w mieście. Co za pożytek jest z Wielkiego Czarownika Brooklynu, kiedy nie ma go w mieście? Żaden. Maryse opisała mu objawy Clary.  Na szczęście wysłał jakiś proszek nieznany nam zaklęciem.Ma on pomóc do czasu, aż przyjedzie. Kazał rozpuścić go w wodzie i dać jej do wypicia. To znaczy wlać w nią  napój. Tak zrobiliśmy.
   Czuwałem przy niej, aż się obudzi. Niestety ja zasnąłem i to ona mnie obudziła. Rana na prawym ramieniu została owinięta bandażem i zaczynała się goić. Nie mogła się tylko nadwyrężać i musiała uważać na ranę, bo mogła się otworzyć.
     Drugi raz ją pocałowałem, a potem ruszyliśmy do oranżerii. Jeszcze tam nie była, a tam jest naprawdę ładnie. Spotkaliśmy niestety tych dwóch zdrajców. Wybierali się do oranżerii. Jasne. Chcieli po prostu, aby ona znalazła się tam gdzie chcieli. W bibliotece. Tam zawsze jest otwarta Brama. To znaczy coś na kształt Bramy bardziej portal.
  Udaliśmy się tam i to tam została moją Clary. Szkoda tylko, że później musiałem iść.
   Hodge'a szukałem po całej oranżerii. Nie było go tam, więc udałem się s powrotem do biblioteki. Drzwi były zamknięte.
-Clary, otwórz drzwi.- powiedziałem. Zero odzewu.- Clary, wszystko okay?
   Wtedy usłyszałem głosy, Valentine'a i Clary. Potem był huk. Przestraszyłem się, że coś się jej stało. Do holu przed biblioteką zbiegli się wszyscy mieszkańcy Instytutu, prócz Max'a.
-Co się stało?- zapytała się mnie moja przybrana matka.
-Clary jest w środku, a wraz z nią Valentine, Hodge i Konsul. Nie mogę otworzyć drzwi.- powiedziałem.
   Następnie podeszła do drzwi Inkwizytorka i nakreśliła jakąś runę na drzwiach.
-Odsuńcie się.- rozkazała. Drzwi wybuchły.
   Wbiegłem do środka, ale jej już nie było. Zostały tylko rozwalone regały z książkami, otwarty portal i ślady krwi. Ślady Krwi? Valentine by jej nie skrzywdził. Jest dla niego za cenna. Nie mógłby, chociaż po nim można się wszystkiego spodziewać.
  -Trzeba zawiadomić Clave o tym co się tu stało.- powiedziała Imogen i podeszła do biurka, jedynego nie zniszczonego mebla w całym pokoju. Napisała coś na kartce i spaliła ją. Ognisty  liścik.
    Mój świat, cały mój świat się zawalił.
    Odnajdę Cię Clary choćbym miał spalić cały ten cholerny świat i wydobyć cię z popiołów.
    Odnajdę cię.
*********************************
Perspektywa Clary

    Jestem cała obolała, ale najbardziej boli mnie prawe ramie. Nagle wszystkie wspomnienia wracają do mnie.
    Wyznanie Jace'a.
     Pojawienie się Hodge i Konsula.
     Zamknięte drzwi
    Potem pojawienie się Valentine'a i Jonathan'a.
    Zniszczenie biblioteki.
    Nicość.
    Otwieram oczy i uderza mnie światło. Bardzo jasne światło. Po chwili moje oczy się przyzwyczają i już widzę normalnie. Podnoszę się na łokciach.
    Rozglądam się po pokoju. Ściany ma białe, są tu dwie pary drzwi i jedno duże okno przy, którym ktoś stoi. Ma białe włosy, które w świetle wyglądają prawie przeźroczyście, jest dobrze zbudowany i jest ubrany na czarno. Jest odwrócony do mnie tyłem, więc nie wiem kto to.
-Miło, że wstałaś.-mówi Jonathan i odwraca się do mnie. Wolnym, leniwym krokiem rusza w moją stronę.- Tato będzie chciał z tobą pogadać.
-Po co wam jestem potrzebna?- pytam.
-Masz bardzo pożyteczny dar. Mówiąc pożyteczny mam na myśli, że nam się przyda.- mówi Jonathan i lekko dotyka mojego policzka. Natychmiast się odsuwam. On tylko wybucha śmiechem i wychodzi z pokoju.
   Nie chcę tu być. Muszę stąd uciec. Jak najszybciej.
***********************************
Poproszę o owacje. Mamy 20 rozdział. Na moją cześć hip hip hura.
Pamiętajcie o komentarzach.
Życzę wam udanego dnia lub nocy zależy kiedy to czytacie.

5 komentarzy:

  1. Fantastyczny rozdział !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny! Już kiedy kolejnyyy?? Załamię się, jak nie przeczytam ;(
    Piszesz świetnie, po prostu kocham ten blog <3
    Zapraszam na mój o Darach Anioła:
    http://demonica-clary-i-nefilim.blogspot.com/
    Jeszcze raz świetny :)

    OdpowiedzUsuń