wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział XXXVI '' Otwórz oczy''

          Jonathan zbliża się do mnie z wyciągniętymi rękoma. Odrzucił miecz metr przede mną.
-Clary, spokojnie. Nic się nie dzieje.-mówi spokojnie.  Nie wytrzymuję i parskam śmiechem.- Musimy stąd teraz uciekać.  Teraz tu nie jest bezpiecznie.
- Nigdzie nie jest teraz bezpiecznie. - mówię i spoglądałam na trupa.- Dla nas.
-Znajdziemy jakieś rozwiązanie. - mówi Jonathan. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z konsekwencji czynu.
- Możemy iść do Instytutu.  Tam jest Jace, Luke i Jocelyn.  Na pewno nam pomogą. - mówię i wyciagam stelle.
     Już chcę podejść do najbliższego drzewa, kiedy Jonathan łapie mnie za rękę.
-A co jeżeli będą chcieli nas zabić?  Przecież ja działałem dla Kręgu,  zabijałem dla niego, służyłem mu. Nie jestem pewien czy moja wizyta w tym miejscu jest odpowiednia. - mówi Jonathan. 
Widzę wyraźnie zdenerwowanie na jego twarzy. Wolną rękę przeciera twarz pozostawiając na niej krwawe smugi.
- Może uda ci się wszystko wytłumaczyć.  Trzeba spróbować. - mówię i wyrywam rękę z jego uścisku. - Po za tym to moja jedyna droga ucieczki.  Nie myślisz chyba, że krąg ma jakiekolwiek szansę na wygraną.
- Clary, muszę pomyśleć. - mówi Jonathan i odchodzi kawałek.
- To myśl szybciej.  Za kilka minut będą tu wilkołaki, wampiry i nocni Łowcy z kręgu. - mówię i kończę rysować Bramę. 
      Kiedy ukazuje się błękitną tafla Bramy nie czekam na odpowiedź Jonathana tylko przechodzę. Za sobą słyszę jeszcze krzyk Jonathana.  Wypowiada jedno słowo, a raczej imię. Moje imię.
- Clary!!!
*************
Oto kolejny rozdział tego oto bloga. Jest krótki wiem, ale jest tylko zapowiedzią. Ma podsycić wasz apetyt. W ogóle co myślicie o Jonathan'ie w Instytucie? Piszcie w komentarzach. A i jeszcze jedno musze was pochwalić. Przez dwa dni było odwiedzin na tym oto blogu ponad 130. Brawo.
Następny rozdział jutro lub pojutrze.
Pozdrawiam Romantyczna Egoistka.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział XXXV ''Zmiana''

     Spacerujemy boso po plaży.  Woda obmywa moje  stopy. Jonathan idzie z dala od wody.  Pilnuje,  aby nie dotknąć wody.
-Boisz się wody? - pytam z uśmiechem na twarzy.
-Nie. Po prostu nie chcę, aby stało się coś takiego.-mówi podchodząc bliżej mnie.
    Schyla się i po chwili jestem w jego ramiona. Kieruje się w stronę wody. Coraz głębiej i głębiej. Po chwili puszcza mnie, a ja upadam z krzykiem wprost do wody. Woda sięga mi tu do klatki piersiowej.
-To nie było śmieszne.-mówię zakładając mokry kosmyk włosów za ucho.
-Nie było? Ten uśmiech skąd się wziął?-mówi rozbawiony Jonathan.
       Szybko reaguję na odpowiedź i podcinam go. Znika pod powierzchnią wody. Mija 10 sekund, minuta i kolejna. Zaczynam się bać.
-Jonathan!-krzyczę zdenerwowana. Jeżeli on naprawdę nie potrafi pływać? Ale nie jest tu za głęboko, powinien normalnie się wynurzyć i stanąć na nogach.
        Nagle coś łapie mnie za kostkę i ciągnie. Sekundę później mój świat składa się z wody, a przed moją twarzą pływa Jonathan, a dokładnie jego twarz. Białe włosy tworzą aureolę wokół jego głowy. Zielone oczy czujnie wpatrują się w moje, a mi brakuje powietrza. Hmm... nie każdy pamięta, aby przed niespodziewanym wciągnięciem pod wodę go nabrać. Chcę się poderwać z wody, ale łapie mnie za ramiona i przytrzymuje. Szarpie się i w końcu udaje mi się wydostać i złapać w płuca życiodajnej gazu.
       Po chwili wypływa Jonathan i spogląda na mnie.
-Nie miałam powietrza.-tłumaczę mu i ruszam w kierunku plaży.
-Wszystko okay?-pyta się Jonathan, kiedy stoimy na plaży.
-Tak.-mówię i siadam na piasku.
-Może się wysuszymy i pójdziemy do domu?-mówi siadając obok mnie.
-Możemy iść teraz do hotelu. Są tam ręczniki i jest nie daleko.-mówię wpatrując się w horyzont.
-Nie mówiłem o hotelu. Chodziło mi Willę Morgenstern'ów. Valentine na pewno się niepokoi.
-Tam to nie dom. -mówię.-Dlaczego Morgenstern'owie to taka dziwna rodzina?
-Jest jak każda inna rodzina Nocnych Łowców.-odpowiada bawiąc się piaskiem.
-Nie powiesz mi, że każda inna rodzina Nocnych Łowców toczy walkę z rządem i zabija ludzi. 
-No tak. - mówi i pociera ręką kark.-Ale nie każdy rodzina jest taka sama. Zmienimy temat. 
- Okay. Dlaczego raz zwacasz się do Valentine'a po jego imieniu, raz jako tato?
- Tak już jest. -mówi i spogląda na mnie.- Jesteś głodna? 
- Tak. - mówię i ruszamy w kierunku budki z hot dog'ami.



       Kilka godzin później stoimy w hotelu przed ścianą w salonie.  Jonathan spakował wszystkie nasze rzeczy do jednej torby. Powoli kreśle na ścianie runę,  aby otworzyć Bramę. 
- Clary. - odzywa się Jonathan kiedy kończę rysować. Odwracam się w jego stronę. Ręke ma zaciśniętą w pięść i wyprostowaną.- Weź to. Na zewnątrz willi może być ciemno.
      Otwiera i moim oczom ukazuje sie szary kamień. Biorę go do ręki.  Kamień jak kamień.  Twardy, szorstki i szary.
- Jonathanie, nie wiem czy wiesz, ale czasy kiedy rozpalało się ogień za pomocą krzemienia dawno minęły.  Teraz mamy zapałki,  zapalniczki,  a nawet latarki. - mówię,  a Jonathan uśmiechając się zabiera mi przedmiot z ręki.  Ściska go, a po chwili spomiędzy jego palców błyska białe światło. 
- To nie taki zwyczajny kamień. - mówi Jonathan. - Wiesz o czym myśleć. 
      Łapie go odruchowo za rękę i przechodzimy przez błękitną tafle Bramy. 
     
      Po chwili jesteśmy przed willą Morgenstern'ów w lasku otaczajacym całą posiadłości. Wokoło panuje ciemność i cisza. Ciemność rozcina tylko światło kamienia tkwiacego w mojej zaciśniętej dłoni. Valentine nie wystawił straży? Chcę już o to zapytać Jonathana,  kiedy do moich uszu docierają wrzaski. Spoglądam na Jonathana, jest tak samo zdumiony jak ja.
      Spoglada w ciemność naprzeciw siebie gdzie powoli wyłania się postać.  Idzie szybko i gwałtownie.  Nie stara się nawet iść cicho jak na Nocnego Łowce przystało.  
- Jonathanie,  co ty sobie wyobrażasz wyjeżdżać z siostrą bez żadnego powiadomienia mojej osoby. Mogliście zginąć.  Mogli was zgarnąć ludzie Clave.- wyzywa Valentine.  
      Jonathan spokojnie idzie w jego kierunku. Nie odzywa się.  Jest bardzo spokojny. Podchodzi do ojca i chwyta coś co Valentine ma przypięte przy pasku. Po sekundzie okazuje się, że jest to miecz. Valentine cały czas krzyczy.  Kolejną sekundę później milknie, kiedy miecz tkwi w jego brzuchu.
       Jestem zszkowana. Myślałam, że Jonathan jest oddany ojcu, a on go spokojnie ugodził mieczem. Mój brat wyjmuje miecz i rzuca obok siebie.  Pod Valentine'm uginają się kolana. Syn delikatnie kładzie go na ziemi i czeka. Koniec następuje 5 minut później wtedy Jonathan podnosi miecz i wyciera ostrze z krwi o marynarkę zmarłego. 
        Spogląda na mnie.  Dopiero teraz zdaje sobie sprawę,  że stoję z otwartą buzią i rekami przy niej.
***************
I jak wam się podoba? Spodziewaliście się takiego zakończenia.  Piszcie komentarze. Pozdrawiam Romantyczna Egoistka. 

Rozdział XXXIV "Rozmowa w kuchni"

               Budzi mnie ostry ból głowy i suchość w gardle. Otwieram powoli oczy i od razu je mrużę. Lampka stojąca obok łóżka jest zapalona. Świeci stanowczo za jasno. Szybko ją wyłączam i nastaje ciemność. Zasłony są zaciągnięte, idealnie zasłaniając okno.Rozglądam się po ciemnym pokoju. Z zarysu konturów mebli wynika, że na pewno nie jestem w swoim pokoju.  Samo ułożenie łóżka nie przypomina miejsca położenia mojego hotelowego pokoju.
               Przerzucam nogi przez krawędź łóżka i wstaję. Od razu zbiera mi się na wymioty. Rzucam się biegiem ku drzwiom wyjściowy i biegnę do swojego pokoju. Nie rozglądając się dużo wbiegam do łazienki i zwracam zawartość żołądka do toalety. Opłukuję usta wodą z kranu i spoglądam na siebie w lustrze.
               Jestem strasznie blada. Pod oczami mam purpurowe cienie, a usta spękane. Włosy są w nieładzie. Makijaż jest rozmazany, a ja się cała kleję od potu i brokatu. Mam na sobie tylko bieliznę.
               Co się wczoraj działo?
               Poszłam z Jonathan'em do klubu i wypiłam jednego drinka. Tańczyłam i chyba znowu wypiłam. Taka sytuacja miała miejsce chyba jeszcze kilka razy. Pierwsza przygoda z alkoholem i ja już mam kaca i nie pamiętam co się dokładnie działo.
               Ściągam bieliznę i wchodzę pod prysznic. Dokładnie opłukuję się z brudu.Wychodzę spod prysznica dokładnie się wycierając. Następnie suszę włosy i otulam się szlafrokiem. Nie mam żadnych ciuchów na zmianę. Mam nadzieję, że mój brat coś wymyśli.Wychodzę z łazienki i widzę na łóżku pozostawione rzeczy. Szorty, biały top, bielizna i trampki. Zakładam ciuchy i siadam na łóżku. Podkulam kolana pod brodę i obejmuję je ramionami.Co się wczoraj działo?
                Nagle w mojej głowie pojawia się przebłysk zdarzenia. Stoję naprzeciw Jonathan'a, który obejmuję mnie rękami w tali. Gra powolna muzyka.Wykonujemy powolne ruchy, cały czas patrząc sobie w oczy.
-Musimy się zbierać.-mówi wprost do mojego ucha. Szybko odwracam głowę i nasze usta się spotykają. Jest zaskoczony, ale odwzajemnia pocałunek.
               Nie to nie mogło się wydarzyć. Nie mogłam całować się z bratem. To nie etyczne. Schodzę  z łóżka i kieruję się ku schodom. Na dole słyszę wesołą muzykę i pogwizdywanie. Jeszcze mocniej boli mnie głowa.
                Na dole widzę mojego brata krzątającego się po kuchni. Rozbija jajka w misce i przyprawia je solą i pieprzem. Jest ubrany jak zwykle cały na czarno łącznie z trampkami. Na twarzy gości piękny uśmiech. Stoję cały czas na schodach i już chcę zrobić krok na dół.
-Miło, że wstałaś.-mówi do mnie wesoło spoglądając na mnie.-Przespałaś cały wczorajszy dzień.
               Spałam cały dzień?
               Kieruję się do kuchni i siadam na stoliku przy wyspie. Jonathan stawia przede mną  talerz i wraca do przyrządzania jajecznicy. Rozlewa na patelni rozbite jajka i szybko miesza łopatką. Po kilku minutach danie jest gotowe. Bierze patelnie i podchodzi do mnie. Nakłada jajecznice na talerz. Następnie odkłada patelnie na blat i patrzy na mnie. Jego prawa ręka przybliża się do mojego lewego policzka. Cały czas zaciekle patrzy mi się w oczy. Jego dłoń dotyka delikatnie mojego policzka. Zaczyna powoli przysuwać swoją twarz.
              Szybko się cofam, na co Jonathan wybucha śmiechem.
-Nie jesteś już taka jak w piątek wieczorem.-mówi i zabiera patelnie. Wkłada ją do zlewu i wraca do wyspy. Opiera głowę na łokciami o miejsce naprzeciw mnie.-Jedz.
-Co było w tym drinku co zamówiłeś?-pytam biorąc pierwszy kęs. Jajecznica jest przepyszna.
-Na pewno alkohol i trochę proszku od fearie, aromaty i wiele innych rzeczy.
-Proszku od fearie?-powtarzam się zdumiona. Nie wiem o co chodzi.
-Narkotyki fearie. Mają podobne działanie co narkotyki Przyziemnych.-mówi zaczyna kreślić kółka na blacie.
-Naćpałeś mnie?
-Nie naćpałem tylko pomogłem ci się lepiej bawić.-mówi uparcie broniąc swego.- Nie możesz powiedzieć, że nie całuję wyśmienicie.
-Czy my wylądowaliśmy razem w łóżku?-pytam i próbuje sobie coś przypomnieć.
-I tak, i nie.-mówi.- To znaczy byliśmy u mnie w łóżku, ale do niczego nie doszło.
            Oddycham z ulgą. Do niczego nie doszło.
-Czy na każdego tak działają?-pytam.
-Pytasz dlatego, że chcesz wiedzieć czy każdego da się zaciągnąć do łóżka po zażyciu tego proszku?-mówi Jonathan. Obchodzi powoli wyspę i staje obok mnie. Okręca mnie na krzesełku, tak że patrzę mu prosto  w oczy.-Clary, uwierz mi. Nie zrobił bym ci nic złego. Nie skrzywdzę ciebie. Znam Cię już wystarczająco dobrze, że wiem co mogę się po tobie spodziewać.-mówi głosem pełnym powagi. -Ale.... ale nadal mnie zaskakujesz.
             Kończy z uniesionymi do góry kącikami ust. Znam tego człowieka od kilku tygodni, ale chyba mu ufam.
-Skoro już jesteś ubrana to możemy iść na plażę.- mówi najpierw uważnie mi się przyglądając. Następnie idzie powoli do drzwi.-Idziesz?
-Idę.-mówię i ruszam w jego stronę.
**************************************************
Tadam oto kolejny rozdział i pierwszy po powrocie z Holandii. Nie jest jakiś specjalny, ale obiecuję,że następny będzie super. Może nawet was zaskoczę. Oj będzie się działo.
A teraz piszcie komentarze co do tego rozdziału.
Pozdrawiam Romantyczna Egoistka.
Ps. Jak już pewnie zauważyliście posty nie pojawiają się w jakimś określonym tempie. Kolejny nawet dziś może się pojawić.

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział XXXIII ''Klub''

         Jedziemy małymi uliczkami i po piętnastu minutach jesteśmy na miejscu.
     Stoimy przed dużym klubem. Wokoło dudni muzyka. Ludzie tłoczą się przef wejściem i wokół klubu. Chwileczkę to nie ludzie. Widzę fearie, wilkołaki,  wampiry, czarowników i chyba Nocnych Łowców.
- Co to za klub? -pytam się Jonathana z siadając z pojazdu. Muszę krzyczeć, żeby mnie usłyszał.
- Klub dla Podziemnych, ale czasami wpadają tu także Nefilim. - odkrzykuje mi.
     Kierujemy się ku wejściu,  które wydaje się być za małe w porównaniu do samego budynku. Przed wejściem stoi umięśniony mężczyzna.  Jonathan daje mu kilka banknotów, a bramkarz nas przepuszcza.  W środku roi się od spoconych ciał ocierajcych się o siebie. Muzyka jest tu za głośna.  Dudni w uszach. Na ludźmi prześcigają się o miejsca kolorowe światła.  Na konsolą siedzi czarno skóry mężczyzna chyba wilkołak.
- Chcesz coś do picia?-krzyczy mi koło ucha Jonathan.  Kiwam głową.
      Łapie mnie ramieniem w tali i prowadzi do ogromnego baru. Prawie każde krzesełko jest tu zajete. Bar obsługują fearie w krótkich sukienkach. Kiedy siadamy jedna z nich pochodzi do nas.
- Co podać? - krzyczy w naszym kierunku.
    Jonathan wymawia szybko dwie nazwy drinków i fearie zajmuje się ich przyrządzaniem. Po dwóch minutach dostajemy zamówione napoje.  Jonathan płaci za nie, a następnie podaje mi jeden z nich. Jest w kieliszku od Martini.  Ma barwę od czarnego na spodzie po róż u góry.  Lekko dymi i ma słodki smak.
- Powinno ci smakować. - mówi mój brat i podnosi swój złoto-czerwony drink.
     Lekko uderzamy naczyniami i bierzemy po łyku. Napój jest słodki i czuć alkohol.  Nie przepadam za nim, ale w takim wydaniu mi smakuje.  Czuć w nim także wiśnie, truskawki,  maliny i chyba płatki róż. Wszystko smakuje wyśmienicie.
- Chcesz zatańczyć? - krzyczy Jonathan.
- Tak.- odkrzykuje. 
      Dopijam drinka i ruszam na parkiet. Lekko mi się kręci w głowie i nogi mam jak z waty, ale nie przejmuje się tym.  Przyszłam tu sie bawić.
       Tańczę najpierw z Jonathan'em. Nastepnie z jakimś wilkołakiem i jeszcze z kilkoma.  Wypijam jeszcze kilka drinków.  Kiedy zabawa zaczyna się rozkręcać znów trafiam w ręce brata. Tule się do niego. Muzyka zwolniła i jest nieco ciszej, albo tak mi się wydaje.
- Musimy się zbierać.- mówi Jonathan wprost do mojego ucha.
- Okay. - mówię i chcę go pocałować w usta. Co się ze mną dzieje?
        Jonathan nie spodziewał się tego i nasze usta się spotykają. Odwzajemnia pocałunek. Ręce spoczywajace na mojej tali zaciskają się mocniej. Ja zarzucam swoje na jego szyję.  Mocno dociska się do mnie i całuje namiętnie. Zaczynam się bawić końcówkami jego włosów.
-Może jedźmy do hotelu.- mówię między pocałunkami.
    Kiwa głową i łapie mnie za rękę.  Szybko idziemy w kierunku wyjścia, a następnie motoru.
      Droga do hotelu nie trwa długo. Razem kierujemy się do winy i wciskam przycisk.  Winda zamyka się  i ruszamy.
      Nie wytrzymujemy długo i rzucamy się sobie  w objęcia.  Całujemy się namiętnie. Nasze jezyki wykonują swój własny taniec. Jonathan przypiera mnie do ściany.  Ręce ma obok mojej głowy.  Jestem w pułapce.  Nie przeszkadza mi to. Moje ręce są cały czas na jego szyi. Całuje mnie coraz bardziej brutalnie.
       Oplatam nogami jego biodra i wtedy drzwi się otwierają. Wynosi mnie cały czas całując. Szybko otwiera drzwi i uchyla je. Wchodzimy przez drzwi i kierujemy się na piętro.  Wchodzimy do jego pokoju. Zrzuca mnie z siebie na łóżko i ściąga mi i sobie buty.  Następnie wraca do mnie i zaczyna mnie na nowo całować.  Z ust powoli zjeżdża na szyję.  Jego jedna ręką rozsuwa mi nogi. Łapie mnie za udo i układa sobie na biodrze.
      Pocałunki schodzą coraz niżej. Lekko uchylajac sukienkę i całuje mnie po mostku. Następnie ściąga ciuch ze mnie i rzuca gdzieś w kąt pokoju. Całuje mnie po brzuchu. Jego ręce suną po moim ciele.
        Nagle jego ręce i usta znikają z mojego ciała. Spoglądam na niego Ściąga z siebie koszule i spodnie i wraca do mnie. Na nowo czuje jego usta i rece na sobie.  
       Jednak po chwili zatrzymuje się z kolejnym pocałunkiem w brzuch. Podnosi się na łokciach i spoglada mi w oczy.
-Nie jesteś sobą. - mówi wstając z łóżka.  Po chwili w ciemnościach słyszę dźwięk zamykanych drzwi.
         Chcę się podnieść, ale kończyny uniemożliwiają mi to. Pozostaje na łóżku, a powieki stają mi się coraz cięższe.  W końcu zasypiam.
************
Kolejny rozdział.  Co o tym sądzicie?  Piszcie w komentarzach. Nie mogłam wam tego zrobić team Jace, aby Clary była ze swoim bratem.
Okay kończę i  wracam do Polski.  Pozdrawiam Romantyczna Egoistka.
Ps.  Przypominam. Posty są pisane na telefonie.  Przepraszam za błędy.

Rozdział XXXII ''Hotel''

         Stoimy na środku plaży, a tak bynajmniej mi się wydaje. Cały czas mam zamknięte oczy. Czuję wyraźnie piasek pod stopami. Słońce ogrzewa mi twarz. Jest piątek popołudniu w październiku.  Na Hawajach jest cudowna pogoda.
- Jak ci się podoba? - pyta się mnie Jonathan. 
     Dopiero teraz otwieram oczy. Wokół nas rozciąga się plaża oraz ocean. Woda ma kolor pięknego błękitu, a fale tworzą białe bałwany. Na samej plaży nie ma za dużo osób. Większość skupiła się w restauracjach i klubach znajdujących się w pobliżu samej plaży.  Teraz muzyka klubowa miesza się z szumem fal i piskiem mew.
- Pięknie tu.- mówię rozgladając się wokoło.
 -Musimy jeszcze znaleźć jakiś hotel, aby przenocować ten weekend. - mówi Jonathan i łapie mnie za rękę.
       Kierujemy się ku małej alejce, która ma nas wyprowadzić z plaży. Zaraz naszym oczom ukazuje się ogromny hotel. Wchodzimy do niego. Jonathan od razu kieruje się ku recepcji. Ja natomiast idę w kierunku kanap. Na stole leżą gazety.  Podnoszę jedną i zabieram się do przeglądania.  Po 5 minutach wraca Jonathan z kartą do pokoju.
- Skoro i tak nie możesz się za bardzo ode mnie oddalać mamy jeden apartament z dwoma łóżkami. - mówi.
      Wstaję  z kanapy i idziemy razem do windy. Po sekundzie przyjeżdża. Wchodzi do niej i Jonathan wciska przycisk z  numerem 12.
- Skąd masz na to pieniądze? -pytam się i opieram plecami o jedną ze ścian.
-Nasz tatuś wcale nie jest taki zły.  Odkąd pamiętam przelewał lub dawał mi jakąś kasę.  Oczywiście teraz kiedy jestem pełnoletni mam kartę, która tylko czeka na takie okazje. - mówi.
       Kiedy kończy winda staje na wyznaczonym piętrze.  Są tu tylko jedne drzwi z numerem 615.
- Całe piętro jest nasze?- pytam się Jonathana.
        Ten powoli kiwa głową i otwiera drzwi kartą. Uchyla drzwi i daje mi znak ręką,  abym weszła pierwsza.
- Wow.- tylko tyle jestem w stanie powiedzieć po zobaczeniu wnętrza.
         Całe wnętrze wygląda bardzo bogato. Na razie jesteśmy w salonie urządzonym w kolorach czerni i bieli, gdzie nie gdzie widnieje czerwień w postaci małego acz  widocznego dodatku.  Ściany są białe,  lecz kafelki na podłodze są czarne jak wegiel z lekkim połyskiem. Stoją tu dwie kanapy, po jednej w każdym kolorze, z czerwonymi poduszkami. Na środku stoi stolik do kawy w czarnyn kolorze. Po lewej stronie znajduje się kuchnia w tych samych barwach. Po prawej są białe schody. 
- Mamy też piętro? - pytam i idę w kierunku schodów.
- Tak.- mówi Jonathan lekko uśmiechając się do mnie. 
         Powoli rysza w moim kierunku. Razem ruszamy do góry. U góry są dwa pokoje.
- Twoj jest ten.-mówi Jonathan pokazując na pokój po prawej. - Weź prysznic lub odpocznij po podróży. Co tam chcesz. Za godzinę spotykamy się na dole i ruszamy na miasto.
          Wchodzę do wskazanej sypialni. Jest piękna i ogromna. Na środku stoi łóżko ba dwie osoby. Narzute i pościel satynową pościel ma w odcieniach fioletu i różu. Ściany są białe.  Z okna mam idealny widok na morze.  Na kolejnej ze ścian mam duży balkon. Wchodzę do łazienki, która jest też śnieżno biała z fioletowymi elementami i odkręcam wodę do wanny. Wychodzę z łazienki i idę ba balkon. Kiedy nagle słyszę pukanie do drzwi.
- Proszę. - mówię.  Uchylają się i przez przestrzeń miedzy drzwiami a futryną pokazuje mi się biała głowa Jonathana.
- Skoro idziemy na miasto to może założysz to?- mówi i pokazuje mi sukienkę.
         Jest całą czarna, obcisła z falbankami u dołu. Nie ma ramiączek.  Po chwili pokazuje mi także buty na wyskokim obcasie oraz skórzaną krótką kurtkę.
- Kiedy zdarzyłeś to wszystko kupić? - pytam i biorę od niego prezenty.
- Wiesz ma się te swoje sposoby.- mówi tajemniczo i przeczesuje ręką włosy- Szykuj się.  Za 45 minut na dole.
          Znika. Kładę paczki na łóżku i wracam do łazienki. Woda jest nalana prawie do pełna.  Resztę przestrzeni zajmuje biała i różowa piana. Zdejmuje ciuchy i wchodzę do kąpieli.  Tego mi było trzeba. 
         Wychodzę z wanny i wycieram się ręcznikiem. Susze szybko włosy i idę do części sypialnej. Zakładam sukienkę i buty. Rozczesuje jeszcze włosy palcami. Nakładam lekki makijaż. Biorę kurtkę z łóżka i idę na dół.
          Na dole czeka na mnie już mój brat.  Jest ubrany cały na czarno. Spodnie,  koszula, kurtka skórzana i buty wszystko czarne. W ręce trzyma kluczyki. Ciekawe skąd wziął samochód.
- Pięknie wygladasz.- mówi kiedy nasze spojrzenia się spotykają.  Jeszcze raz przejeżdża po mnie spojrzeniem.  Następnie wskazuje na stolik obok niego.-Pomyślałem, że możesz być nieco głodna.
                Na stoliku leżą przeróżne kanapki. Zjadam szybko trzy kanapki  i zwracam się do Jonathana.
-Skad wziąłeś samochod?- pytam wskazujac na kluczyki w jego dłoni.
- Po pierwsze to nie jest takie trudne kiedy ma się kasę,  a po drugie to nie samochód. Gotowa? - pyta Jonathan i podaje mi ramie.
              Kiwam głową i ruszamy na dół tą samą drogą co przyszliśmy. Na dole przed wejściem czeka na nas czarny motor.
- Jechałaś kiedyś motorem?-pyta i pomaga mi wsiąść na motor. Kręce przecząco głową. - Okay.  To może pojedziemy do jakiegoś klubu?
               Nie czeka na moją odpowiedź tylko wsiada na pojazd i rusza. Jestem tak zszokowana, że odruchowo łapie go w pasie i przytulam się do jego pleców,  żeby nie upaść.
**************
Kolejny rozdział dodany.  Co wy na to?
Piszcie komentarze.
Pozdrawiam Romantyczna Egoistka.

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział XXXI ''Propozycja''

          Od wydarzeń w Instytucie minęły dwa miesiące. Od tego czasu nie działo się nic specjalnego. Ja uczęszczałam na "lekcje" o Nefilim i Runach u Valentine'a lub Hodge'a. Wszystko zależało od tego czy Valentine nie musiał jechać gdzieś coś załatwić. Wtedy trzeba było Hodge'a, aby udzielał mi tych "lekcji'.
          Codziennie odbywały się moje treningi razem z Jonathanem. Powoli uczyłam się posługiwać każdą bronią. Nasze stosunki od bójki jego z Jace'm nie poprawiły się. Nadal mam przed oczami twarz mojego chłopaka. Cała we krwi. Nawet nie wiem czy z nim wszystko okay?
          Runa, nie krwawiła już ani razu. Valentine wynalazł jakieś krople, które pomogły w gojeniu. Teraz to tylko czarna runa na prawym nadgarstku.
-Clary, czemu nie zeszłaś na kolacje?-słyszę głos Jonathana zza drzwi. Tylko on przychodzi do tego korytarza.
        Dowiedziałam się, że na tym piętrze mieszkam tylko ja. Reszta pokoi jest wolna. Gabinet i pokoje Morgenstern'ów znajdują się na wyższych piętrach.
-Nie miałam ochoty!-odkrzykuje w kierunku drzwi.
        W czasie treningu zwichnęłam lewy nadgarstek. Szybko nałożyłam sobie Runę uzdrawiającą. Sam Jonathan powiedział, że to koniec treningu. Pobiegłam więc do swojego pokoju i zaczęłam rysować. Odkąd Jonathan dowiedział się o moim talencie poprosił, a może kazał Valentine'owi kupić mi przybory do rysowania. Miało to niby pomóc w zaaklimatyzowaniu mi się w tym domu.
       Słyszę jak mój brat naciska klamkę, niestety zamknęłam drzwi na klucz.
-Clary, otwórz. Chcę pogadać.- mówi błagalnie, ponownie naciskając klamkę.- Clary, proszę.
       Wstaję powoli z łóżka i podchodzę do drzwi.
-O czym chcesz pogadać?- pytam.
-O tym dlaczego jesteś taka w stosunku do mnie.- mówi. Przekręcam kluczyk i uchylam drzwi.
-Nie rozumiem stwierdzenia.-mówię.
- Och,  zachowujesz się jakbym coś zrobił. - mówi Jonathan i wchodzi do pokoju. Siada na łóżku i czeka.
- Hm. .. rzeczywiście nic nie zrobiłeś. - mówię zastanawiając się na głos.- Tylko o mało co nie zatukłeś mojego chłopaka na śmierć.
- Clary,  nie chciałem.  Poniosło mnie.- mówi Jonathan opierając głowę na dłoniach. Wyglada na załamanie. - Nie miałem takiego zamiaru. Ogólnie nie miało nikogo być w Instytucie.  Mieliśmy być sami. Tak powiedział mi Valentine.
- Nic o tym naprawdę nie wiedziałeś?- pytam się.  Nie umiem się długo na niego gniewać.
- Naprawdę.  Byłem zaskoczony ich pojawieniem.- mówi Jonathan.Powinniśmy gdzieś jechać. Odprężyć się.  Co ty na to?
- Okay.  Tylko gdzie? - pytam się. Podoba mi się ten pomysł.
- Hawaje? Ibiza? - mówi Jonathan bawiąc się stellą.
- Hawaje. - mówię.
        Jonathan podchodzi do ściany i kreśli runę. 
- Myśl o plaży, albo ja pomyślę. - mówi i łapie mnie za reke.
        Po chwili nie ma nas już w domu, a ja słyszę szum fal.
*************
Rozdział XXXI. Co o tym sądzicie?  
Czytajcie i piszcie komentarze. 
Pozdrawiam Romantyczna Egoistka. 

środa, 23 lipca 2014

Rozdział XXX ''spotkanie''

         Powoli odwracam się w stronę mówcy.
         Stoi na środku pokoju uzbrojony w dwa miecze, ale mogę przysiąc, że ma przy sobie więcej broni. Obok niego stoi jego parabatai wraz z siostrą. Wszyscy uzbrojeni po zęby.
         Spoglądam na Jace'a.  Jest lekko wychudzony, a pod oczami ma cienie świadczące o małej ilości snu. Na kostkach u rąk ma czerwone strupy. Czy on zatapia swoje smutki w walce? Może tak, przecież to Nocny Łowca. Na twarzy widnieje ulga i determinacja.
         Cała trójka wygląda na lekko wykończonych. Czyżby wszystkich coś tak bardzo zajęło, aby nie mogli odpocząć.
-Hmm... poddał bym to wątpliwości, bracie.- odzywa się Jonathan i wysuwa się przede mnie. Zasłania mi cały widok. Muszę się nieźle na wygimnastykować, aby cokolwiek zobaczyć.
-Nie nazywaj mnie tak.-odpowiada Jace. -Nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni.
-Okay, bracie.-odpowiada Jonathan i rzuca się na Lightwood'ów.
         Są tak zdezorientowani, że nawet się nie bronią. Po chwili leżą nieprzytomni pod ścianą. Następnie podchodzi do Jace'a wyciągając broń. Stają twarzą w twarz oddzieleni tylko dwoma mieczami. Mierzą się chwile spojrzeniami, a ja  tylko czekam w niepokoju, aż coś się stanie. Napięcie czuć w powietrzu.
-Po co to zrobiłeś?-pyta Jace. Oboje zaczynają krążyć po pokoju jak dwa tygrysy zamierzające rzucić się na siebie.
-Nie byli potrzebni przy tej rozmowie.-odpowiada spokojnie Jonathan. Spogląda przelotnie na mnie i zmienia kierunek. Chyba cały czas chce mnie mieć za swoimi plecami.
-Przy jakiej rozmowie? Tu nie ma żadnej rozmowy. Po prostu skopie ci tyłek i będzie koniec.-odpowiada pewnie Jace.- W ogóle od kiedy to jesteś takim opiekuńczym bratem? O ile pamiętam ostatnio co widziałeś Clary straciła dużo krwi, a teraz pilnujesz jej.
-Nie twoja sprawa.- odpowiada Jonathan lekko unosząc prawy kącik ust do góry.- Wracając do rozmowy. Przyszliśmy tu tylko po jej rzeczy. Nie przyszedłem tu się bić.
-Właśnie widzę.- odpowiada i wskazuje na nieprzytomnych Lightwod'ów.-Nie sądzę, abyś przyszedł tu tylko po rzeczy MOJEJ dziewczyny.
-Od pewnego czasu się jakoś nie widujecie.-odpowiada mój brat.
-Trochę trudno spotykać się cały czas z przyzwoitką w XXI wieku.-odpowiadam i wychodzę z łazienki. 
          Powoli kieruje się w stronę krzesła. Muszę usiąść, powoli zaczyna mi się kręcić w głowie .Spoglądam na  prawy nadgarstek. Na bandażu widnieje powoli powiększająca się plama krwi. Jonathan uważnie mi się przygląda i widzę u niego lekkie zaniepokojenie.
-Przyzwoitkom? Co się dzieje, Clary?- pyta Jace. Wszystkie  oczy zwrócone są na mnie.
-Przyrzeknij na Anioła, że nie zaatakujesz mnie kiedy będę jej pomagał.-mówi, a raczej rozkazuje Jace'owi. Ten posłusznie kiwa głową.
-Przysięgam na Anioła, a teraz jej pomóż.- mówi Jace i wskazuje na mnie.
       Jonathan podchodzi do mnie,. Odkłada broń i ściąga mi bandaż. Obciera krew z Runy i rysuje kolejny raz runy znieczulające i inne tego typu. Nie ma przy sobie bandaża, więc zostawia Runę bez zabezpieczenia. Nachyla się do mojego ucha i odgarnia kosmyk włosów.
- Za chwilę  narysujesz szybko Bramę, okay?- szepcze mi do ucha i podając mi torbę z rzeczami. Kiwam potakująco głową.
-Co jej jest?- pyta się Jonathana Jace. Jonathan powoli wstaje podnosząc miecz z ziemi i kieruje się w  jego stronę.
-Jakby to powiedzieć.- mówi Jonathan drapiąc się wolną ręką po brodzie.- Jest przywiązana do mnie.- i rzuca się na Nocnego Łowcę.
        Ja w tym czasie ruszam ku najbliższej ściany wyciągając stelle i zaczynam kreślić Runę. Po chwili tak jak w poprzednich wypadkach ukazuje się brama. Spoglądam za siebie. Jonathan siedzi na Jace'e i uderza go pięścią w twarz. Serce mi się łamie. Z nosa mojego chłopaka leci krew, ale nadal próbuje się bronić. Podchodzę od tyłu do Jonathana i łapie go za ramię.
-Jonathanie, zabijesz go. - mówię, lecz nie reaguje.-Jonthanie, przestań, proszę.- mój głos zamienia się w płaczliwy.
       Po chwili docierają do Jonathana moje słowa i przestaje uderzać. Spogląda na mnie i wstaje z Jace'a. Ociera mi wierzchem dłoni łzy z policzka i podnosi mi dwoma palcami brodę. Spoglądam w jego oczy. Są całe czarne.
-Przepraszam.- mówi i przytula mnie. Mija pół minuty i słyszymy jak jedno z Lightwood'ów się porusza.-Musimy się zbierać.
      Podaje mi rękę, lecz ją odtrącam. Kieruję się ku bramie.
-Do "domu"?-pytam, wykonując palcami cudzysłów przy słowie "dom".
-Tak.-odpowiada i podnosi jeszcze szybko broń. Przechodzę przez Bramę z myślą o moim więzieniu.
********************************
Taa dam. Oto kolejny rozdział. Jak wam się podoba. Jest Jace tak jak chcieliście.
Piszcie komentarze.
Pozdrawiam Romantyczna Egoistka.
Ps. Wasza aktywność jest masakryczna. Ledwo dobijacie do 20 odsłon dziennie
Ps2. Oto moje dzisiejsze dzieło. Co sądzicie?  Jakby co to miał być szalony kapelusznik. 

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział XXIX ''Ponowna wizyta''

          Po chwili jesteśmy już w bibliotece nowojorskiego Instytutu.
-Posprzątali tu od ostatniego razu.- mówi Jonathan i podchodzi do pierwszego regału po lewej. Spokojnie dotyka opuszkiem palca jednej z półek i przesuwa w lewą stronę.
-Od ostatniego razu.- Powtarzam za nim i ruszam w stronę kanap.
         Na jednym ze stolików stoi parujący kubek z czekoladą. Słodka woń unosi się w całym pomieszczeniu. Ktoś tu był i to nie dawno. Rozglądam się szybko po pomieszczeniu. Nikogo nie ma, a bynajmniej tak mi się wydaje.
-Coś się stało? Ktoś tu jest?-pyta Jonathan stając za mną. Czuję wyraźnie ciepło jego ciała. Spoglądam na niego. Rozgląda się, a jego ręka ląduje na rękojeści miecza.
-Spokojnie. Nikogo nie ma.- mówię odwracając się w jego stronę.- Po co tu jesteśmy? Nie wyjaśniłeś mi tego.
-Ja miałem zabrać jedną rzecz.- mówi wskazując na jakiś przedmiot w torbie przewieszonej przez prawe ramie. -Ty masz spakować wszystkie swoje rzeczy. Mam nadzieje, że pamiętasz drogę do swojego starego pokoju.
-Chyba tak.- mówię i kieruję się ku drzwiom biblioteki. Przed przekroczeniem progu jeszcze raz spoglądam na pomieszczenie. Brak żywej duszy.
Droga do mojej byłej sypialni nie trwa długo. Przez cały czas rozglądam się w poszukiwaniu mieszkańców budynku. Nikogo jednak nie widzę. Jednak w niektórych pomieszczeniach zostawione są w nieładzie rzeczy, jakby ktoś zostawił i pobiegł coś robić innego.
Kiedy jesteśmy już przy drzwiach chwytam za klamkę. Chcę ją nacisnąć, lecz Jonathan chwyta mnie za nadgarstek odciagajac moją dłoń od przedmiotu.
- Nauczyli się przewidywać przyszłość. - mówi Jonathan i wskazując na futryne drzwi. Widnieje na niej jedna runa. Runa alarmujaca. - Jej zastosowanie jest podobne do alarmu w firmach i domach. Masz jakąś inną runę w zanadrzu,  siostrzyczko?
      Chwytam stelle i przystawiam ja do futryny. W myślach szukam antonimu słowa alarmować. Uciszać, uspokajać. Obracam ostatnie słowo w myślach,  a stella tworzy czarny jak wegiel ksztalt przypominający fale.
      Po skończeniu chowam przyżąd do kieszeni skórzanej kurtki. Przez chwilę podziwiam swoje dzieło w ciszy.
- To na pewno zadziała? - pyta się mnie Jonathan.
- Powinno, ale nie jestem pewna. Poza tym i tak jesteś uzbrojony, więc. ..
- Okay, rozumiem.- mówi Jonathan.
   Jedną rękę kładzie na klamkę, a drugą na rękojeści miecza. Następnie naciska klamkę i uchyla drzwi. Wchodzi pierwszy i znika za drzwiami.
- Jednak działa ta runa, siostrzyczko. - mówi Jonathan wychylając głowę. - Wchodź, szybko spakujemy twoje rzeczy i się zmywamy.
     Wchodzę do sypialni. Rzeczy w pokoju ułożone są tak jak je zostawiłam. Jedynie szkicownik,  który leżał na stoliku nocnym, teraz leży otwarty na łóżku.  Strona na której jest otwarty przedstawia mnie i Simona dwa miesiące temu.  Ostatni rysunek przed zmianą życia. 
       Jonathan podchodzi do łóżka i podnosi przedmiot. Uważnie się przygląda każdej przewracanej kartce.
      Mam ochotę mu wyrwać moją własność, ale coś mi nie pozwala. Może podświadomie chce, aby obejrzał moje rysunki.
- Ładnie rysujesz. Nie mówiłaś, że potrafisz. -odzywa się Jonathan po dłuższej chwili spoglądając na mnie.
- Nie pytałeś się. - mówię i rozglądam się w poszukiwaniu mojego zielonego plecaka.
         Znajduję go w łazience. Leży obok umywalki. Wychodzę z pomieszczenia i siadam na łóżku.  Szybko przegladam rzeczy znajdujące się w nim. Wkładam tylko szkicownik do plecaka i wstaje. Wzrokiem szukam Jonathana, gdy nagle słyszę szum wody. Kieruję się znowu do łazienki i widzę Jonathana pochylonego nad umywalką.  Opieram się o futryne drzwi.
- Ktoś zostawił w pokoju kilka plamek krwi demona. Podejrzewam twojego kochasia. - mówi Jonathan wycierając ręce w recznik.
- Może on, a może nie. Trudno to stwierdzić,  jeżeli przebywa tu pół demon, pół Nefilim. - odzywa się sarkastycznie meski głos za moimi plecami.
*************
Kolejny rozdział. Jest dłuższy. Mam nadzieje, że się podoba.  Jeżeli są jakieś błędy to przepraszam, ale piszę to na telefonie i z ogromnym bólem ucha.
Jedno jeszcze pytanie '' co się wczoraj stało, że taka gigantyczna aktywność była? ''
Ps. Przepraszam, że w zeszłym tygodniu nie było obiecanych trzech rozdziałów.  Mam nadzieje, że ten rozdział wam wszystko wynagrodzi.
Pozdrawiam wasza Romantyczna Egoistka
Ps2. Piszcie komentarze i zaglądajcie tu częściej.
    
     

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział XXVIII ''Zapomnij mnie''

-Simon, to jest dla twojego dobra. Kiedy to wypijesz wszystko będzie po staremu. Simon,  bardzo Cię prosze.- mówię,  a oczy powoli zachodzą mi łzami.  On mi nie ufa. Mój pierwszy i jedyny przyjaciel mi nie ufa.
- Clary,  nie ma czegoś takiego jak dawniej. - mówi i lekko się do nnie przybliża. Jest zdenerwowany. - Nie wiem czy mam ci ufać.  Zadajesz się z cholernie podejrzanymi ludźmi.  Jeszcze oni traktują Cię jak rodzinę.  Ten starszy jak córkę, a młody jak siostrę. To nie jest normalne.  Nie jest także normalne to, że przychodzą oni do twojego domu i pytają o ciebie.  Pytają jakbyś była poszukiwana. Chcą znać każdą informację na twój temat, a następnie mnie porywają.  Clary, a ciebie nie ma. Wszystkie informacje na Twój temat teraz wydają się jednym wielkim kłamstwem.  Nie wiem czy mogę Ci jeszcze zaufać. Przyjaciele mówią sobie o takich rzeczach.
       Czasami Simon wie o mnie i mojej przeszłości wiecej niż ja sama. Czuję na policzku coś mokrego.  Bariera została złamana.  Wycieram szybko zagubioną łzę i spoglądałam na niego. Nie mam prawa go winić o to, że mi nie ufa. Choć powinien postawić się w mojej sytuacji.  Sama nie wiedziałam o tym całym cholernym świecie i mojej, a raczej mojej rodziny, przeszłości.  Czy on nie wie jak ja się czuję? Ja też jestem tu ofiarą.  Obiecałam Valentine'owi, że będę mu pomagać w zniszczeniu Clave za uwolnienie Simona.  Czy chociaż Simon nie mógł by być choć odrobinę wdzięczny za moje poświęcenie?
- Simon,  czy kiedykolwiek wcześniej zdarzyło mi się,  aby coś co ci radzę było złe? - mówię pewnie,  lecz spokojnie. Levis kręci głową. - Widzisz. Zawsze myślałam jak zrobić, aby nikt nie ucierpiał, a w szczególności ty.  Teraz myślę,  jak uratować Ciebie z tego całego bagna. Tylko ta fiolka z wywarem jest rozwiązaniem. Po wypiciu tego nie grozi ci nic z tego świata skąd pochodzi mój ojciec i brat.
- Ojciec i brat?- mówi zdumiony Simon. Chyba nie dopuszczał do siebie myśli, że to na serio może być moja rodzina. - Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć?! Jestem... byłem twoim najlepszym przyjacielem.  Mieliśmy zasadę o mówieniu sobie wszystkiego. Złamałaś ją.
- Pamietasz kiedy ostatnio się widzieliśmy w twoim domu. Tej nocy zostali zamordowani moi rodzice. Wtedy się dowiedziałam prawdy. Nie miałam okazji, aby ci powiedzieć. Uwierz mi, że gdybym miała okazję, aby ci powiedzieć zrobiła bym to.- mówię i wystawiam ponownie lewą rękę z wywarem.-A teraz to wypij. Proszę Cię, Simon.
      Ten posłusznie wyciąga rękę i bierze ode mnie fiolkę. Przyglada się uważnie cieczy w pojemniku. Następnie go odkorkowuje i pije. Wywaru jest tylko na jeden niepełny łyk. Po chwili oczy Simona stają się mętne i wiem, że pora na opowiadanie bajki.
- Clary Fray zginęła w pożarze domu wraz z rodzicami. Jej ciało spoczywa w grobie wraz z Shepard'ami.- mówię monotonnym głosem, a każde kolejne słowo sprawia mi trudność.  Przymykam na chwilę oczy i czuję zbierające się powoli łzy. Otwieram oczy i kolejna łza spływa z kącika oka. Próbuję zachować spokój, ale jest to nie możliwe w obecnej sytuacji. Głos w każdej chwili może mi się załamać.- Dowiedziałeś się o tym wczoraj wieczorem u Erica. Dwa dni temu wróciłeś z obozu na którym się świetnie bawiłeś i postanowiłeś wstąpić do kumpla. Zostałeś u niego na noc. Pogodzisz się ze śmiercią swojej przyjaciółki. Będziesz żył szczęśliwie i znajdziesz sobie jakąś dziewczynę.  Clary Fray odejdzie w zapomnienie.  Ja nie jestem do niej wcale podobna.
       Kończę, a Simon powoli zamyka oczy i zasypia. Jak się obudzi nie będzie mbie pamiętał.  Straciłam przyjaciela nieodwracalnie.
        Przecieram ręką policzki całe mokre od łez i spogladam na Simona pogrążonego w głębokim spokojnym śnie.
 - Dobrze sobie poradziłaś.- mówi Jonathan i kładzie mi dłoń na moim ramieniu.  Spogladam na niego.
-Właśnie straciłam jedynego przyjaciela.  Już go nie odzyskam.  Nie dowie się,  że to dla jego dobra.- mówię i na nowo zaczynam płakać.
      Jonathan siada obok mnie na kanapie i przytula do siebie. Tego potrzebowałam w tej chwili. Siedzimy tak do chwili, aż kończą mi się łzy. Zachowuję względny spokój.  Mija kolejna minuta. Podnoszę wzrok na Jonathana.  Ten dokładnie mi się przygląda.
- Musimy się powoli zbierać. Valentine czeka przed drzwiami, a musimy załatwić jeszcze jedną sprawę. - mówi i wstajemy z kanapy. Ostatni raz spogladam na Simona i zamykam drzwi domu.
- Wreszcie jesteście.  - mówi Valentine kiedy jesteśmy na zewnątrz. -Wy idziecie do Instytutu, a ja muszę załatwić coś na mieście.
     Powoli kieruje się w drugą stronę ulicy. Nagle jednak staje i zawraca.
- Clarisso,  mam prezent dla Ciebie.- mówi i podaje mi zawiniety w papier podłużne pudełko. Otwieram je i moim oczom ukazuje się srebna, błyszcząca Stella.  Lekki uśmiech wpełza na moją twarz.
- Dziękuję. - mówię i biorę przedmiot do ręki.
- Może ją przetestujesz tworząc Bramę?- mówi Jonathan uśmiechając się i wskazując na ścianę domu Simona.
     Przytykam delikatnie stelle do muru tworzac runę dobrze mi już znaną.  Po chwili widnieje na ścianie błękitna tafla Bramy.  Spogladam na Morgenstern'ów,  lecz widzę tylko Jonathana.
- Myśl o bibliotece w Instytucie. - mówi i podaje mi rękę. 
****************
Oto kolejny rozdział. Jest dłuższy od poprzedniego. Proszę o komentarze.
Pozdrawiam Romantyczna Egoistka.

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział XXVII ''Brak zaufania''

      Po chwili jesteśmy już w domu Simona. Dokładnie w jego salonie. Patrząc na Simona widać, że się denerwuje.  Nie wie co nas sprowadza do jego domu.
      Valentine idzie w moją stronę i powoli wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki fiolkę z wywarem. Płyn zmienił się na przezroczysty. 
- Musi to wypić, a następnie ty musisz opowiedzieć mu jakaś historię na swój temat. Następnie zaśnie.- mówi Valentine podając mi fiolkę. - Pamiętaj aby historia była spójna.
      Kończąc mówić  razem z Jonathan' em kierują się ku drzwiom wyjściowym.  Po kilku minutach zostaję sama z Simon'em.  Dawno nie miałam takiej sytuacji, aby porozmawiać z nim.
      Podchodzę  do niego. Kucam i wyciagam nóż, który dał mi Jonathan. Powstaje i kieruje nóż w kierunku nadgarstków Simona. Ten lekko się odsuwa ode mnie przestraszony.
-Simon,  spokojnie chce..... Ja chcę tylko uwolnić Ci ręce. - mówię spokojnie i rozcinam wiezy na recach przyjaciela.
      Chwytam go delikatnie zq łokieć i kieruje ku kanapie. Siadamy i przechodzę do rozmowy.
- Simon, musisz to wypić.- mówię i podaje mu fiolkę.
- Nie wypije niczego co miał w rękach ten świr. - mówi i cofa się ode mnie.
       Czuję, że szanse aby go ratować maleją z każdą sekundą.
********************
Kolejny krótki rozdział.  Życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania.
Wasza Romantyczna Egoistka

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział XXVI ''Na nowo''

     W salonie były cztery osoby. Valentine, Jonathan, Simon i kolejny nieznany mi mężczyzna, który był chyba nowym czarodziejem rodziny.  Valentine był ubrany w czarny, perfekcyjny garnitur. Simon był w tych samych ciuchach co ostatnio.  Niezajomy ubrany był w biały t-shirt i jeansy.
      Jonathan stał przy oknie i nie raczył zaszczcić mnie swoim spojrzeniem. Spoglądał wręcz natarczywie za okno.
     Mój ojciec i nieznajomy stali nad rdzewiejacym, miedzianym kociołkiem znad którego unosiła się zielona para. Następnie czarodziej wyjął z kieszeni mały,  szklany flakonik i przelał łyżkę płynu do naczynia.
- Clarisso,  wreszcie wstałaś. - powiedział Valentine odwracając się w moja stronę.  Skrzywiłam się na dźwięk mojego pełnego imienia. Nikt się tak do mnie nie zwracał.
- Co to jest? -wskazałam na flakonik trzymany teraz przez Valentine'a.  Valentine spojrzał i następnie powoli schował flakonik do wewnetrznej kieszeni marynarki.
- Nasz umowa.- powiedział tylko te dwa słowa do mnie, a następnie powrócił do cichej rozmowy z czarodziejem.
    To chyba ostatnie chwile kiedy Simon mnie pamieta. Będzie mi go brakować.  Nawet nie wie jak bardzo. 
     Ruszyłam w kierunku kanapy na której siedzia Simon. Usiadłam koło niego. Jego wzrok skierował się od razu na mnie i tu się zatrzymał.
- Przepraszam. - mówię. 
- Clary,  możesz mi wytłumaczyć dlaczego się tu znalazłem? - pyta.
- Simon, nie zrozumiesz tego. - mówię.
- Spróbuj mi wytłumaczyć.  Może zrozumiem.- mówi i próbuje mnie złapać za rękę,  ale więzy na rękach mu przeszkadzają.
     Siedzimy w ciszy przez dłuższą chwilę.
-Okay, możemy ruszać.-mówi Valentine.  Wszystkie oczy zwracają się ku niemu. - Jonathanie wezmę Przyziemnego ze sobą. Ty weźmiesz Clarisse. A Chuck zamknie za nami Bramę.
      Kończąc swoją przemowe podchodzi do Simona i łapie za prawe przed ramię.  Następnie podnosi go do pozycji stojacej i kieruje ku otwartemu portalowi.  Po dwóch minutach nie ma po nim śladu.
- Pora na nas.- odzywa się do mnie Jonathan,  który jest już przed Bramą.Podchodzę do niego i lekko mu się przygladam.
- Gapiasz się na mnie.- mówi i lekko unosi kąciki ust. Nagle poważniej. - To co się wydarzyło w sypialni... hmm..... nie powino.... nie powinno się zdarzyć. Może... może zapomnimy o tym i zaczniemy od nowa.- kończy lekko się jąkając.
- Jasne. Mamy przecież spędzić dporo czasu w tym miejscu,  a przez Rune także razem.- mówię i próbuje się uśmiechnąć. Wyciagam do niego rękę. -Cześć jestem Clary.
- Jonathan. Miło Cię poznać. - mówi i się uśmiecha.  Ma piękny uśmiech. Następnie sięga coś zza paska. Okazuje się,  że są to mały sztylet. - Weź to. Na wszelki wypadek. Możesz włóżyć do buta. Nie będzie uwierać.
       Wykonuje posłusznie polecenie i Jonathan łapie mnie za rękę.  Razem przechodzimy przez błękitną tafle bramy.
***************
Kolejny rozdział.  Krótki, ale jest. Obawiam się że w weekend nie pojawi się żaden nowy.  Ale nic nie wiadomo.
Pozdrawiam Romantyczna Egoistka.

Rozdział XXV ''To nie powinno się zdarzyć''

   Odległości cały czas malała, aż czułam jego oddech na swojej twarzy.  Patrzyłam w jego zielone oczy z kilkoma czarnymi punkcikami. On też mi sie przyglądał.  Ręką Jonathana,  która zakładała mi kosmyk włosów znalazła się w nich. Natomiast drugą ręką przykrył moja lewą dłoń spoczywajacą na pościeli i lekko ścisnął.
    Nie to tak nie może się skończyć.  Czy to normalne, że osoba przetrzymywana jest o krok od pocałunku z porywaczem? Z porywaczem, który jest moim bratem? To po prostu nie etyczne.
    Nasze usta powoli zaczęły się łączyć. W tym momencie położyła prawą dłoń na klatce piersiowej Jonathana i lekko odepchnełam. Nie poskutkowało. Spróbowałam mocniej.  Jonathan zareagował. Zerwał się z łóżka i ruszył do drzwi. Chwycił za klamkę i się odwrócił w moim kierunku.
- Idź się ubierz. Rzeczy masz przygotowane w łazience.  Mamy umowę do wypełnienia. Za 15 minut masz być w salonie. - powiedział Jonathan i nacisnął klamkę. 
      Zostałam sama.
      Usiadłam na brzegu łóżka.  To wszystko jest cholernie popaprane. Jonathan jest moim bratem,  a chce mnie całować. Ostatni mój pocałunek był Jace'm, kiedy wyznał mi miłość.  Jak to się wszystko popieprzyło. Teraz nawet nie wiem czy go kiedykolwiek zobaczę. 
     Na myśl o Jace moje serce zaczęło wykonywać szaleńczy taniec w piersi. Wyrażało w ten sposób tęsknotę, miłość i coś jeszcze. Nie umiałam określić tego uczucia.
      Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki.  Wzięłam szybki prysznic. Umyłam włosy i owinełam je ręcznikiem. Wyszłam na niebieski dywanik i spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam tak źle. Lekkie cienie pod oczami stwarzały efekt jeszcze bardziej zielonych oczu niż były naprawdę. 
      Zaburczało mi w brzuchu.  Kiedy ostatnio jadłam?  Chyba w Instytucie.  Nic dziwnego,  że jestem głodna.
       Szybko wysuszyłam włosy i zaczęłam zakładać ubrania wiszące na wieszaku przy drzwiach łazienki.  Okazało się, że jest to zielona zwiewna sukienka na ramiaczkach, skórzana kurtka i czarne botki. Założyłam i wyszłam z łazienki.
       W pokoju na łóżku leżała taca z kanapkami i sokiem pomarańczowy.  Podeszłam bliżej i wzięłam jedną kanapkę z talerza. Była wyśmienita z szynka i serem. Nie minęło 5 minut, a talerz był pusty. Jak dobrze mieć pełny żołądek. Wypiłam sok i ruszyłam do salonu. Byłam tam tylko raz i to jeszcze inna drogą. Na holu były schody. Do góry i na dół.
        Ruszyłam schodami na dół.
************
To jest kolejny rozdział.  Na moje jest słaby,  ale oceńcie sami. Pozdrawiam Romantyczna Egoistka.

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział XXIV ''Mrok''

     Powoli podnoszę ociężałe powieki. W pomieszczeniu panuje mrok przecinany tylko wąską ścieżką światła lampy stojącej w lewym kącie pokoju obok okien. Na ścianach rozciągają się złowieszczo wyglądające cienie.  Nagle jeden z cieni rusza się i przemawia.
- Miło, że wstałaś! -odzywa się dobrze mi znany głos. Takim samym zdaniem przywitał mnie ostatnio. - Trzy dni spania chyba wystarczą. Zaczynaliśmy się o ciebie martwić.
     Rusza w moim kierunku wolnym krokiem. Po drodze zapala światło. Musze chwile mróżyć oczy, aby cokolwiek zobaczyć.  Podnoszę się na łokciach do pozycji siedzacej. Kiedy siedzę czyje klujący ból w prawym nadgarstku. Spogladam na niego. Tam gdzie powinna  być Runa wykonana przez czarodzieja widnieje świeży, biały bandaż poznaczony kilkoma małymi plamkami czerwonej krwi. Pod nim widnieje kilka Run, ale tylko dwie są na tyle wyraźne abym mogła je odczytać.  Runa Uzdrawiająca i znieczulająca.
- Valentine musiał ci nałożyć sporo Run, aby unormować twój stan zrowia.- mówi Jonathan siadając na brzegu łóżka i wskazując na mój nadgarstek. - Mogę? Muszę na nowo je narysować.  Inaczej może być ciężko i nieciekawie. -podaje mu rękę. Mój brat chwyta ją i wyciąga Stelle.  Zaczyna kreślić.
     Dopiero teraz mogę mu się uważnie przyjrzeć. Ma cienie pod oczami jakby nie spał w ogóle ostatnie dwie noce. Jest ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru koszule.  Na jego runie też widnieje biały bandaż.
     Kiedy kończy rysować ściąga bandarz i przeciera ranę gazikiem czymś nasączonym. Odkłada gazik na poprzednie miejsce czyli do miski z płynem stojącej na stoliku nocnym.
- Czy to był zamierzony efekt?-pytam Jonathana kiedy zakłada świeży opatrunek. Po usłyszeniu pytania zatrzymuje się w wykonywaniu czynności. Przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.
- Runy?- mówi kończąc opatrywnie mnie.-Nie.  Valentine brał pod uwagę, że mogą wyniknąć komplikacje. Miał nadzieje, że wszystko pójdzie dobrze. Podczas ceremonii straciłaś dużo krwi. Zrobiłaś się nagle blada, a twój wzrok stał się nieobecny. Od razu kiedy czarownik skończył zawołałem ojca. Nigdy tego więcej nie rób.  Naprawdę się przestraszyłem, że...-przerywa w pół zdania. Coś w nim jest dziwnego. 
- Brał taką pożliwoś? Dlaczego? - pytam. Muszę się koniecznie dowiedzieć.
- Ty masz w sobie więcej krwi anioła niż inni nocni Łowcy.  Ja natomiast posiadam krew demona. Dlatego mam takie oczy. -mówi Jonathan i wskazuje na swoje czarne oczy. To dziwne,  ale ba obrzeżach tęczówki widzę lekko zielony kolor. Czy on nigdy tego nie zauważył? - Przeciwieństwem,  jesteśmy przeciwieństwem.
       Zapada cisza w czasie której zaczynam się bawić rąbkiem kołdry. Cały czas czuję na sobie wzrok Jonathana.  Podnoszę głowę i kosmyk włosów spada mi na twarz.  Mój brat zbliża się do mnie. Nasze twarze dzieli kilka centymetrów, a jego ręką zakłada mi kosmyk włosów za ucho. 2 centymetry.  1 centymetr.
*************
To jest kolejny rozdział.  Przepraszam że taki krótki,  ale pisze z telefonu.  Wolałbym pisać na kompie ,ale... No cóż takie to oto wakacje za granicą.  Pozdrawiam. Proszę o komentarze.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział XXIII ''Układ''

     Po pięciu minutach do salonu wraca Jonathan prowadząc przed sobą dobrze znanego  mi chłopaka. Jest jak zawsze ubrany w jeansy i rozciągnięty T-shirt z prawie spranym nadrukiem. Okulary ma lekko przekrzywione. Czarne włosy sterczą mu na wszystkie strony. Na rękach, które ma związane widzę kilka siniaków i zadrapań. Po za tym wygląda dobrze.
       Simon, mój najlepszy przyjaciel, którego znam od dzieciństwa jest w piekle. W piekle, które zaserwował mu psychopatyczny ojciec jej najlepszej przyjaciółki.
-Co zamierzasz zrobić?- pytam. Spodziewałam się Simona tutaj, ale jest to dla mnie duże zaskoczenie. Moje emocje też nie są w najlepszym stanie. Nie wiem, czy powinnam się  cieszyć, że jest cały i zdrowy, a co najważniejsze, że żyje, czy płakać, że znalazł się w takim miejscu jak to.
-Hm... Nie domyśliłaś się jeszcze? Będzie moją kartą przetargową.- mówi Valentine.
-Clary, co tu się dzieje? Znasz tych ludzi?- mówi do mnie Simon. Jego głos jest lekko zachrypnięty.
-Możecie wyprowadzić Simona?- pytam się błagalnie.
-Jonathanie, zaprowadź naszego gościa do jego pokoju i wróć tu.- zwraca się Valentine do syna.
        Młody Morgenstern znika mi z pola widzenia na nie więcej niż dwie minuty.  Kiedy wraca siada na osobnej sofie po prawej stronie.. Nie można powiedzieć,  aby Jonathan siedział na sofie.  On sie na niej rozłożyć. Prawa nogę założył na lewa i odchylił się do tyłu. Głowę lekko oparł na zagłówku tak, że widzę jego zamknięte powieki.
- Czyli moja pomoc za uwolnienie Simona?- przerwałam tą niezreczną cisze, która nastała.
- Coś w tym stylu.- mówi Jonathan lekko uchylajac powieki i kierujac wzrok na mnie.
-Coś w tym stylu? Czyli co? -mówię.
- My wypuścimy Simona całego i zdrowego, a ty będziesz mnie się słuchać i wykonywać moje polecenia.- mówi Valentine z kamienną twarzą.
- Polecenia? Niby jakie?-pytam się.  To wydaje się coraz bardziej dziwne, ale nie powinnam się dziwić.  Ten świat nie jest normalny.
- Chodzi nam o to, że nauczysz się walczyć i zachowywać jak Nocny Łowca. Będziesz rysowała i tworzyła nowe Runy, jeżeli ci powiem. Po prostu bedziesz mi posłuszna. - mówi Valentine. 
         Mam być posłuszna? Temu człowiekowi który chce zniszczyć wszystko na swojej drodze do władzy? Tylko, że ten człowiek ma dobry argument w postaci Simona. Nie mam szans.
         Musze to przemyśleć.  Jeżeli się nie zgodzę Simon będzie martwy. Jeżeli się zgodzę całe moje życie zostanie podporządkowane organizacji Morgenstern'ów. Za bardzo kocham Simona,  aby umarł przeze mnie.  Jest dla mnie jak brat. Nie mam możliwość odmowy. Jestem w ślepym zaułku.
- Okay, ale ja też mam warunki.- mówię i od razu na twarzach Morgenstern'ów pojawia się zaskoczenie.
- Czy nie uważasz, Clarisso,  że darownie życia temu Przyziemnemu to wystarczający akr łaski? - pyta lekko zdenerwowany ''tatuś''.
- Jeżeli go zabijesz nie licz na pomoc z mojej strony. - mówię spokojnie i już wiem, że spełnią moje warunki. - To jak będzie?
       Valentine przez chwile kalkuluje wszystkie opcje.  Nie spodziewał się tego kompletnie.
- Mów jakie są Twoje warunki.-mówi Jonathan.  Momentalnie odwracam się w jego stronę. Nie siedzi już zrelaksowany, wręcz przeciwnie jest spięty i zdenerwowany.
-Wypuścicie Simona i -biorę głeboki oddech- wymarzecie mu mnie z pamięci.  Możecie nawet wymyślić jakaś bajeczkę, że zginęłam w pożarze domu wraz z rodzicami. Macie czarownika, wiec chyba potrafi to zrobić. - mówię.  Wymazanie mnie z Simona pamięci zbiło ich z tropu.
- Po co chcesz mu wymazać pamięć? - pyta zdezorietowny Jonathan.
- Nie twój interes.- mówię. - To jak będzie? - Okay. Zgadzam się na twoje warunki. - mówi Valentine.
- To co otworzyć Bramę? - pytam się.
-Nie tak szybko, Clarisso. Najpierw musimy załatwić jeszcze jedną sprawę. Jason nie zjawił się tu bez powodu. - mówi Valentine.
- Jason? - pytam.
- Czarownik. - odpowiada na moje pytanie Jonathan i wskazuje na mężczyznę w drzwiach.
- Ma na celu stworzenie Runy powiązanej z magią. - mówi Valentine wystając z fotela. Powoli kieruje się do drzwi. - Pradawnej Runy wiążącej. Nie będziesz mogła się oddalić za daleko od Jonathana. Dokładnie na 100 metrów. Koniec z ucieczkami, Clarisso.
     Nie wiem co mam powiedzieć. Na coś takiego się nie zgadzałam, a może się zgodziłam? Nie ma odwrotu. Na szali stoi życie Simona.
- Okay. - mówię.
- Jason, wiesz co robić. - mówi Valentine i opuszcza pokój.
      Drzwi salonu się zamykają i zostaje sama z Morgenstern'em i czarownikiem. Jonathan siada obok mnie na kanapie po lewej stronie.
- Jonathanie, podaj mi swoją Stelle. - mówi Jason do mojego brata. Ten powoli spełnia jego prośbę i posłusznie wyciąga Stelle z lewej kieszeni spodni. Następnie podaje przedmiot czarownikowi. - Podaj mi swoją prawą rękę. - rozkazuje mi Jason.  Podaje mu rękę. Jason odwraca ja natychmiast wewnętrzną stroną do góry i przykłada do nadgarstka stelle. Zaczyna powoli kreślić Rune. Nie znam jej. Runa przypomina węzeł,  ale nie taki zwyczajny węzeł.  Węzeł skąpany w mojej krwi. Pierwszy raz widzę, aby taka Runa mogła ranić.  Ból powoli roznosi się po całej ręce i promieniej dalej. Kiedy kończy rysować kieruje stelle do lewego nadgarstka Jonathana. Ponownie wykonuje tą samą czynność.  Powoli otaczający mnie swiat zaczyna się oddalać. Głos czarownika staje się monotonny i odległy. 
       Jonathan nagle łapie moją rękę naznaczoną runą  lewą ręką. Czarownik wiąże nasze ręce czerwonym szalem i zaczyna powoli wypowiadać zaklęcie w nieznanym mi języku.  Powoli ból w nadgarstku staje się mocniejszy i ciągły.
     Nie wiem ile to trwało, ale kiedy ceremonia się kończy szal, który kierępował nasze ręce znika. Jonathan wyplat swoją rękę.  Na nadgarstku widnieje dalej krwawa runa. Krew leci z niej cały czas. Powoli kręci mi się w głowie.
- Wszystko w porządku? - pyta się mnie lekko zaniepokojony Jonathan.- Clary, słyszysz mnie?
      Nie mam siły odpowiedzieć. Zaczynam odpływać. Zatapiam się w nieskonczonej ciemności i bólu.
**********************
No to jest kolejny rozdział.  Przepraszam za opóźnienie.
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. 
Piszcie komentarze.
Wasza Romantyczna Egoistka.