Siedzieliśmy tak przez chyba dwadzieścia minut. Po tym okresie czasu wszedł Luke. Trochę się zdziwił.
-Chyba będziemy jechać- powiedział wilkołak.
Jace odsunął się ode mnie, wstał i opuścił pomieszczenie.
Zostałam sama z Luke'em. Korciło mnie jedno pytanie.
-Clary, weźmiemy twoje rzeczy i jedziemy.- powiedział Luke.
-Dlaczego mnie nigdy nie odwiedziła?- wypaliłam.
-Uciekaliśmy i byliśmy w niebezpieczeństwie. Po prostu nie chciała narażać Cię na niepotrzebne ryzyko.- mówił Luke, ale nie za bardzo przekonująco.
-Nawet nie wpadła w sierocińcu. Wiesz, że nie raz były miesiące kiedy mogli nas odwiedzać rodzice. Biologiczni. Do nie których przychodzili. Ja należałam do tej większości do, której nikt nie przychodził. Nawet na pięć minut nie weszła.
-Clary, nie oceniaj jej. Nie znasz jej...
-Właśnie nie znam.- przerwałam mu. Po co ja w ogóle zaczynałam ten temat. Teraz chcę jak najszybciej go zmienić.- Jedźmy już.
Kiwnął głową, nic nie mówiąc. Chwycił moja torbę i wyszliśmy ze szpitala. Jace i pani Lightwood czekali przy wyjściu, a przed wyjściem stał czarny samochód.
Wsiedliśmy do samochodu. Tylko Luke poszedł do innego samochodu, ale najpierw przekazał moją torbę Jace'owi.
-To co do Instytutu?- zapytał się facet za kierownicą. Pani Lightwood coś do niego powiedziała i ruszyliśmy.
***********************
Taki krótki post. Obiecuję, że następny będzie dłuższy.
Nie zapomnijcie o komentarzach.
Szkoda że taki krótki ten rozdział ale i tak świetny <3
OdpowiedzUsuń