niedziela, 11 maja 2014

Rozdział XVII "Nieznajomy w kinie"

     Film był fajny. Głównym bohaterem był facet, który chciał odzyskać porwaną przez jedną z mafii dziewczynę. Akcja na początku toczyła się w Rosji, gdzie wybuchło kilka samochodów, zabito 50 osób. Następni akcja przeniosła się do samolotu. Główny bohater dowiedział się, od jednego ze swoich informatorów, że jego dziewczyna jest w Ameryce. Samolot wybuchł, a zakochany złapał ostatni spadochron. Dotarł do Ameryki i uratował ukochaną. Tylko jedno było w tym filmie dziwne, pomijając, że przeżył to wszystko w ciągu dwóch dni. Skakał z budynków, i spokojnie spadał na ziemie. Nic mu się nie działo. Może miał kilka zadrapań, przez cały film.
    Pomijając film i oglądanie go było super. Całą czwórką poszliśmy do pomieszczenia nad widownia, gdzie puszczają film. Nie zapłaciliśmy za bilety, to samo tyczy się popcornu. Wszystkich wciągnęła akcja filmu. Ciekawe czy tak wygląda zawsze ich życie? Czy zawsze tak jak bohater filmu ryzykują własne życie aby uratować inne życie? Czy któreś z nich też kiedyś walczyło o kogoś kogo kochali?
   Nocnych Łowców tak wciągnął film, że nawet nie zauważyli kiedy wyszłam do toalety. W drodze do WC zauważyłam dwóch mężczyzn. Nie było by nic w tym dziwnego, gdyby nie ich ręce i szyja pokryte Runami. Tylko te części ciała mieli odkryte. Przyziemny kasjer nie widział ich.  Zdrętwiałam ze strachu kiedy ruszyli w kierunku sal. Nie mogłam zrobić ani jednego kroku. Jedyne na co mogłam sobie pozwolić to oddychanie, a i to przychodziło z wielkim trudem. Kompletnie zapomniałam, że mam na sobie Runę Niewidzialności Clary (tak ją nazwał Jace). Miałam zamiar ukryć się za jakimś krzaczkiem znajdującym się w Kinie, ale i tak by mnie zobaczyli.
   Mężczyźni stali tak dobrych piętnaście minut. Ruszyli w kierunku sali numer 1. My byliśmy w 4. Wszystko było by dobrze gdyby nie jedna z kasjerek. Nie widziała mnie i trąciła mnie mocno ramieniem. Przewróciłam się przy okazji przewracając donice z jakimś dużym nieokreślonym drzewkiem za którym miałam się schować. Ludzie Kręgu natychmiast się odwrócili w kierunku skąd dobiegł dźwięk.
  Wstałam najszybciej jak potrafiłam i ruszyłam w kierunku sali nr 4. Nie wiem czy ci mężczyźni mnie widzieli, bo przez chwilę zwątpiłam, zapomniałam o Runie.
   Kiedy byłam już przy drzwiach do sali ktoś równo ze mną otworzył drzwi. Czy ja dziś miałam cały czas się przewracać? Czy miałam jakieś zaburzenia błędnika?
   Drzwi oczywiście otworzył Jace, chyba zauważył moje zniknięcie. Zobaczył  mnie leżącą na ziemi i jego twarz od razu się zmieniła. Niepokój przeszedł w ulgę. Podał mi rękę, żeby mnie podnieś, przyjęłam ją. Podniósł mnie i od razu przytulił. Odsunął mnie od siebie i zaczął swoją przemowę
-Nigdy więcej mi tego nie rób. Rozumiesz? Umierałem ze strachu. Wyszłaś z sali nie mówiąc nikomu gdzie idziesz.-mówił głośnym szeptem. Trzeba mu przyznać, że miał gadane.- Kiedy usłyszałem ten hałas myślałem, że coś ci się stało.
   Właśnie hałas. Tak mnie ucieszył widok Jace'a, że zapomniałam powiedzieć kto zawitał do kina.
-Jace, mów ciszej. W kinie są ludzie Valentine.- powiedziałam szeptem. Takim aby usłyszał mnie Jace. W czasie drogi do Kina Nocni Łowcy wytłumaczyli mi, że Runy mogą zrobić Ciebie tylko niewidzialnym, nie uczynią z ciebie istoty bezgłośnej. Trzeba mówić, albo bardzo cicho, albo lepiej nic nie mówić.
    W momencie kiedy dotarło do Jace co się dzieje na korytarz weszli dwaj mężczyźni. Przedtem byłam sparaliżowana strachem, że nie przyjrzałam im się za dobrze. Jeden z nich był wyższy i miał brązowe włosy, orli nos i złocistą cerę. Drugi miał rude włosy, czarne oczy tak jakby w ogóle nie miał tęczówek. Tylko raz widziałam takie oczy, ale nie możliwe jest to, żeby się przefarbował. Nie pasowała także budowa ciała. Jonathan był umięśniony, natomiast człowiek stojący przede mną był raczej mizernej budowy ciała.
    Jace zaraz jak ich zauważył napiął mięśnie i stanął przede mną zasłaniając mi całą akcje. Kiedy mężczyźni byli za blisko nas, Jace sięgnął do paska (chyba tam zawsze trzyma serafickie miecze), lecz tym razem nic nie znalazł. Nie zabrał ich. Drzwi do sali gdzie oglądaliśmy film otworzyły się i wyszedł z niego mężczyzna. Całe szczęście. Jakby to wyglądało, gdyby nagle same z siebie otworzyły się drzwi? Nienormalnie?
   Weszliśmy do sali. Alec i Izzy stali już na schodach i czekali aż przyjdziemy. Chyba coś przeczuwali. Jace ruszył tylko głową wskazując  wyjście ewakuacyjne. Trzeba dodać, że odkąd pojawili się ludzie Valentine'a cały czas trzymał mnie za rękę. Wyszliśmy z sali. Kątem oka zauważyłam, że film się skończył i puścili napisy.
    Kiedy znaleźliśmy się już poza budynkiem kina wszyscy mieli zaskoczone miny.
-Oni nie wiedzą, że ona wyszła z Instytutu. Nie mogą wiedzieć.- powiedział Jace i zaczął chodzić w kółko.
-Może jakimś sposobem się dowiedzieli?- powiedziała Izzy.
   Padały tak idiotyczne odpowiedzi, w ogóle ta dyskusja była idiotyczne. Nie mogłam już tego dłużej słuchać i powiedziałam.
- A może po prostu Valentine patroluje cały czas okolice Instytutu? Nie uważacie, że to jest bardziej racjonalne wytłumaczeni. Wczoraj z Jace'em też spotkaliśmy dwóch takich typów.
-Tak, ale wczoraj mogli nas śledzić.-powiedział Jace.
-Och Jace, sam w to nie wierzysz.- powiedziałam.- A jak już sobie to uzgodniliśmy to możemy wpaść do Simona. Nie jest to daleko.
   Powiedziałam i ruszyłam w kierunku domu Simona. Reszta poddała się mojej decyzji.

3 komentarze:

  1. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa...!!!!!!!!!!! Jesteś MEGA MISZCZU, kocham twoje opowiadanie :-* weny :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. super ; - )

    dla jasności -
    "Kiedy byłam już przy drzwiach do sali ktoś równo ze mną otworzył drzwi. Czy ja dziś miałam cały czas się przewracać? Czy miałam jakieś zaburzenia błędnika?
    Drzwi oczywiście otworzył Jace, chyba zauważył moje zniknięcie. Zobaczył mnie leżącą na ziemi i jego twarz od razu się zmieniła. Niepokój przeszedł w ulgę. Podał mi rękę, żeby mnie podnieś, przyjęłam ją. Podniósł mnie i od razu przytulił. Odsunął mnie od siebie i zaczął swoją przemowę
    -Nigdy więcej mi tego nie rób. Rozumiesz? Umierałem ze strachu. Wyszłaś z sali nie mówiąc nikomu gdzie idziesz.-mówił głośnym szeptem. Trzeba mu przyznać, że miał gadane.- Kiedy usłyszałem ten hałas myślałem, że coś ci się stało."

    OdpowiedzUsuń