wtorek, 15 października 2013

PROLOG

          CZĘŚĆ PIERWSZA

 1 grudnia 2003 r. Sierociniec Najświętszej Maryi Panny w Nowym Jorku

        Lena i Ethan Sheprad są małżeństwem od 6 lat. Niestety nie mogą mieć dzieci. Lena ma już 28 lat, a Ethan jest od niej starszy o dwa lata. Bardzo by chcieli zostać rodzicami, dlatego umówili się na spotkanie w sierocińcu w sprawie zaadoptowania dziecka.
        Sierociniec nie wygląda zachęcająco. Stare, szare ściany i wyschnięte kwiaty stojące przed budynkiem nie wróżą nic dobrego. Nigdy Lena nie pomyślała by, że w takim budynku mogą mieszkać dzieci. W niektórych oknach widać twarze maluchów. Zaczął padać śnieg, nic dziwnego przecież to grudzień.
        Shepard'owie chcieli by mieć takiego malucha u siebie na święta, ale niestety to nie leży w ich mocy.
       Kiedy weszli po schodach i stanęli przed drzwiami spojrzeli na siebie.Oczy Leny wyrażały strach i nadzieję. Ethan przytulił Lenę i szepnął jej do ucha.
-Będzie dobrze. Głowa do góry. -pocałował ją w usta- Może zadzwonimy?- dodał po chwili i spojrzał na dzwonek. Nim Lena podniosła rękę drzwi otworzyły się, a przed małżeństwem stanęła kobieta po 40. ubrana w szary żakiet.
-Państwo Shepard jak mniemam-odezwała się kobieta. Co dziwne jej głos nie brzmiał wcale szorstko, wręcz przeciwnie całkiem łagodnie, miło.- Jestem Aleksandra Day.
     Pani Day zaprowadziła Shepard'ów do biura. Usiedli na krzesłach przy biurku zawalonym papierami. Biurko nie było zawalone tylko papierami. Jak się dłużej przyjrzeć dostrzegało się telefon, komputer, dzbanek oraz cztery szklanki.
-Może chcecie coś do picia? Kawy, herbaty, wody?- zaproponowała Pani Aleksandra.
-Poproszę tylko wodę.-powiedział Ethan.
-Ja też poproszę tylko wodę.-dopowiedziała Lena.
     Pani Day chwyciła dzbanek i zaczęła rozlewać wodę do dwóch szklanek. Gdy skończyła napełniać drugą szklankę odezwał się dzwonek telefonu.
-Przepraszam, muszę odebrać- powiedziała i chwyciła słuchawkę telefonu. Przez pierwsze dwie minuty nie odzywała się w ogóle tylko słuchał uważnie co mówi osoba po drugiej stronie. Potem mówiła tylko "mhm", "aha" i "oh". Po dziesięciu minutach powiedziała do Shepard'ów.
-Przepraszam, Państwa ale muszę na chwileczkę wyjść.- kiedy to mówiła powoli zbliżała się do drzwi.
       Lena zaczęła się rozglądać po pokoju i zastanawiać się jaka jest Pani Day, taki głupi zwyczaj. Nie był to jakiś wyjątkowy pokój. Ale pokój z rodzaju tych, które mówią niewiele na temat mieszkającej tu osoby. Widać było, że Pani Aleksandra lubi czytać książki. Znajdował się tu wielki regał z książkami. W pokoju była też kanapa obita atrapą brązowej skóry już mocno startej. Nad nią wisiał obraz przedstawiający polanę na której chodziły zwierzęta leśne. Jednak długo się nie przyglądała i nie próbowała interpretować obrazu, ponieważ otworzyły się lekko drzwi.
       Lena lekko szturchnęła Ethana w żebra, ponieważ to nie była Pani Day. Po zapachu można było określić, że to małe dziecko. Tylko że ten zapach był o wiele słodszy niż przeciętnego Przyziemnego dziecka. Patrzyli na drzwi, które leciutko otwierały się coraz bardziej. jakby ten kto chce wejść nie wiedział czy na pewno chce wejść.
      Gdy drzwi były już otwarte na tyle by widzieć osobę znajdującą się przed nimi zobaczyli małą dziewczynkę o dwóch rudych kucykach. Dziewczynka miała zielone, ciekawskie oczy i kilkanaście malutkich piegów na policzkach i nosie. Ubrana była w zieloną sukienkę i czarne lakierki. Na oko miała 5 lat. w małej rączce trzymała pluszowego misia.
     Patrzyli na siebie jakiś czas, a dziewczynka tylko lekko przechyliła głowę jakby zastanawiała się co my tu robimy. W końcu przemówiła.
- Cześć. Jestem Clarissa Fray. Co tu robicie? Wiecie, że dziwnie pachniecie?- powiedziała swoim dziecinnym głosikiem i weszła głębiej do pokoju. Stanęła przed Shepard'ami i wyciągnęła ręce do Leny. Pani Shepard nie mogła się oprzeć i musiała ją wziąć na kolana. Kiedy Clary usadowiła się na kolanach Lena odpowiedziała.
- Jestem Lena, a to mój mąż Ethan Shepard. Jesteśmy tu aby adoptować dziecko.
- Co to znaczy "adoptować"?- zapytała się mała.
-Wziąć do domu i kochać dziecko.-odpowiedział Ethan ku zdziwieniu Leny. Wpatrywał się w małą z taką uwagą i miłością jaką Lena widział tylko gdy rozmawiali ze sobą. Clary kiwnęła głową, lecz nie odrywała od niego oczu.
-Dlaczego tak dziwnie pachniecie?- Zapytała się jeszcze raz.
- Dziwnie to znaczy jak? Jak mokry pies?- zapytał się Ethan, a Clary tylko kiwnęła głową- Tak już mamy. Ale to samo pytanie mógłbym zadać tobie. Dlaczego tak słodko pachniesz?
     Lena myślała, że Ethan zacznie opowiadać Clary o likantropi. Nie lubiła tego tego tematu. Kiedy tylko ktoś zaczynał o tym rozmawiać od razu czuła ból pierwszej przemiany, choć minęło od niej 16 lat. Lecz gdy dłużej pomyślała to Ethan miał racje. Clary słodko pachnęła. Pachneła tak jak tylko pachną Nefilim. To dość dziwne ponieważ Nocni Łowcy nigdy nie porzucają swoich dzieci. Nie zostawiają ich nawet wtedy gdy rodzina nie żyje. Wysyłają je wtedy do innej rodziny i tam szkolą na wojownika.
     Lena tak rozmyślała, a Ethan rozmawiał z Clary na temat jej misia, wróciła Pani Day.
-O widzę, że już się poznaliście.- powiedziała.- Chciałam was sobie przedstawić.
-Clary, Czy mogę Ci zadać jedno pytanie?- powiedział Etahan, a ja już wiedziałam o co chce zapytać i byłam całkiem za.- Czy chcesz być naszą córeczką?- W to pytanie przelał całe swoje uczucie, całą naszą nadzieje na pełną rodzinę. Clary tylko kiwnęła głową i przytuliła się do niego.
   Po godzinie mieliśmy podpisane wszystkie dokumenty, byliśmy pełnoprawnymi opiekunami Clarissy Fray. Natomiast mała spała na kolanach Ethana. Poszliśmy spakować Clary i Ethan przekazał ją mnie, lecz przez cały czas nie spuszczał jej z oczu. Już wiedziałam, że będę miała rywalkę u mojego męża. Był też mały problem. Ta rywalka wkradła się też do mojego serca. Pokochałam ją tak, że nie było mowy o tym żebym ją komukolwiek oddała.
    Gdy schodziliśmy po schodach poczułam zapach innego wilkołaka, a z krzaków jarzyły się żólte oczy. "To na pewno kot" pomyślałam. I uznałam to za przypadek.
    Wsiadając do samochodu napisałam jeszcze SMS-a do rodziców moich i Ethana.
 "UROCZYŚCIE OGŁASZAM, ŻE ZOSTALIŚCIE DZIADKAMI. NAZYWA SIĘ CLARISSA FRAY"
Tylko, że do rodziców Ethana którzy byli oboje likantropami dopisałam.
"CZY NOCNI ŁOWCY PORZUCAJĄ SWOJE DZIECI? ALBO MOŻE KTOŚ UCIEKAŁ I MUSIAŁ OCHRONIĆ JAKIEŚ"
********************************************
To mój pierwszy wpis i prolog. Jest tylko nawiązaniem do tego co się wydarzy dalej. Wpisy powinny się pojawiać raz w tygodniu, a w wolne tygodnie częściej. Piszcie komenty.

4 komentarze:

  1. Super! Oprócz tego, że pewne błędy stylistyczne mnie gryzły, to super (też na początku je popełniałam, jak nabędziesz wprawy to nie będziesz ich popełniać). Jeśli się zgodzisz to troszkę go będę udostępniać na facebooku na moich stronach o DA i mówić o twoim blogu znajomym. Co ty na to? Jakbyś chciała pogadać, poradzić się albo coś to pisz do mnie :D Tu masz maila: ewilczek78@gmail.com

    Twoja fanka z blogu o DA
    Clace <3

    PS Jakby co to robię tła, jeśli chcesz żebym ci zrobiła, to daj mi znać, dogadamy się jakoś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ok spoko możesz udostępnić mojego bloga i mogła byś mi zrobić jakieś fajne tło była bym wdzięczna

      Usuń
  2. Suuuper. Wiem, wiem. Późno trochę, ale dopiero teraz znalazłam tego bloga. Przed chwilką zaczęłam i zaraz zabieram się do dalszego czytania. Świetny, uwielbiam Dary Anioła. Jak byś chciała, to możesz wpaść do mnie, też o DA ;p
    http://demonica-clary-i-nefilim.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny :** Normalnie strasznie się spóźniłam z tym komentarzem ale trudno :**
    Czytam dalej <3

    OdpowiedzUsuń