środa, 16 października 2013

ROZDZIAŁ I "Spotkanie w zaułku"

-Tak, mamo, będę za 30 minut- mówiła Clary do telefonu- Właśnie wychodzę od Simona. Nie musisz po mnie przyjeżdżać. Pa.
    Kiedy skończyła rozmawiać ze swoją przybraną matką spojrzała na przyjaciela, który właśnie nakrywał do kolacji razem z mamą.
-Myślałam, Clary, że zostaniesz z nami na kolacji. Potem bym Cię odwiozła.-powiedziała mama Simona.          
    Była przed 40, no dobrze miała dokładnie 39 lat, i wychowywała samotnie dwójkę dzieci. Simona jej przyjaciela i Rebece która była na studiach. To po niej dzieci odziedziczyły kolor włosów oraz oczu, takie same brązowe, lecz Simon dodatkowo ma wadę wzroku. Chociaż wada wzroku może być spowodowana tym, że uwielbia czytać i grać po nocach.
-Przepraszam, ale naprawdę nie mogę. A właśnie mama kazała przekazać, że znalazła nowy przepis na hamburgery bez mięsa. Następnym razem przyniosę.- powiedziała Clary wbiegając do korytarza i chwytając swoją kurtkę i torbę. - Do widzenia.
   Wybiegłam na dwór i zdała sobie sprawę, że nie zdąży na metro. "Ja to mam szczęście" pomyślałam. Ruszyłam mniej lubianą przeze mnie drogą, ale za to zdarzę do domu na umówioną godzinę.
  Pamiętam jeszcze jak raz zapomniałam zadzwonić do domu, bo wydawało mi się że mówiłam im o noce u Simona. Niestety, albo ja zapomniałam powiedzieć albo moi rodzice zapomnieli. Gdy następnego dnia wróciłam do domu widać było po nich, że nie spali całą noc. Mama tylko mnie przytuliła, natomiast tato najpierw nakrzyczał następnie przytulił mnie. I chyba nie mieli zamiaru mnie puścić. 
   Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że zginęła rodzina przyjaciółki mojej mamy. Rodzina nazywała się Duchanes*. Państwo Duchanes miało córkę w moim wieku oraz dwóch synów bliźniaków, chyba po 2 lata. Wszyscy spłonęli w swoim domu. Podobno było coś nie tak z butlą gazową, którą trzymali w piwnicy. Tato mówił, że to nie był przypadek, tylko ktoś umyślnie podpalił dom. Mówił tak do mamy kiedy ja siedziałam u siebie w pokoju i rysowałam, a bynajmniej tak myśleli. Po tym zdarzeniu wyjechaliśmy na weekend do wujka Henry'ego na wieś. Mama nie mogła się pozbierać po śmierci swojej przyjaciółki. I od tego feralnego dnia muszę wracać do domu przed 20. to i tak dobrze. Na początku chcieli żebym wracała o 18, ale ich ubłagałam.
   Spojrzałam na zegarek w komórce. 19,45. "Nie, no super! Jak się nie pospieszę to znowu pojedziemy do wujka na wieś" pomyślałam i ruszyłam szybkim krokiem w ciemną aleję. Włączyłam szybko iPoda i włożyłam jedną słuchawkę do ucha. Zawsze gdy szłam miejscem które mnie przerażało to słuchałam muzyki, ale tylko na pół gwizdka.
   Po pięciu minutach doszłam do mojego znienawidzonego miejsca. Uliczka w tym miejscu zwężała się tak, że ledwo dwie osoby mogła się tu zmieści i minąć.
   Nagle przebiegł koło mnie chłopak o niebieskich włosach spychając mnie na ścianę. Oczywiście nie powiedziała żadnego "sorry" o "przepraszam" nie wspomnę. To jest Nowy Jork, tutaj nie używamy takich słów do obcych ludzi. Za nim biegli cali ubrani na czarno i uzbrojeni po zęby nastolatkowie. Dokładnie trzech. Wyglądali podobnie tylko włosy ich wyróżniały i wzrost. Na samym przedzie biegł blondyn, który przypominał lwa gdy jego włosy przeczesywała wiatr. Za nim biegła dziewczyna o kruczoczarnym warkoczu, co dziwne biegła na szpilkach. Na samym końcu biegł chłopak o takich samych włosach co dziewczyna. "Może są rodzeństwem i idą do Pandemonium?" pomyślałam i zaczęłam się zbierać. Wyłączyłam muzykę i ruszyłam biegiem za nimi. Było coś nie tak z tym pościgiem, nawet jak na Pandemonium.
   Byłam raz z Simon'em w Pandemonium. Mnie się podobało, ale zauważyłam minę Simona. Nie bawił się za dobrze. Chociaż można by było pomyśleć, że fan D&D będzie lubił fantastkę na żywo.
   Kiedy biegłam za nimi zdałam sobie sprawę, że biegną nie w tę stronę co Pandemonium. Nie musiałam wcale daleko biec. Okazało się, że niebiesko włosy  wbiegł w ślepy zaułek."Co za debil? Gdyby pobiegł dalej trafił by na samą ulicę i by uciekł." pomyślałam. Ukryłam się za rogiem tak, żeby mnie nie zobaczyli. Na pierwszy rzut oka było widać, że uciekinier nie ma drogi ucieczki. Rozglądał się po ścianach. Kiedy tak się przyglądałam niebieskowłosemu  blondyn wyjął miecz albo nóż. Nie znam się za dobrze, gdyby tu był Simon umiał by określić co to za broń.. Blondyn przyglądał się broni tak jakby to był najpiękniejszy przedmiot jaki istnieje. Obracał ją w dłoni. Mógł by chyba tak stać całe godziny, ale podziwianie przerwała mu dziewczyna.
- Jace! Pośpiesz się. -syknęła do blondyna.- Nie chcę tu spędzić całej nocy. Rodzice i Max dziś wracają chcę ich dziś przywitać. Pamiętasz jacy byli zawiedzeni ostatnim razem.
- Dobrze Izzy. Pośpieszę się. Alec pilnujesz tyłów?- powiedział Jace do chłopaka o czarnych włosach. Ten tylko kiwnął głową.
   Jace chwycił mocniej broń i powiedział coś do niej. Broń zalśniła. Następnie podszedł do niebiesko włosego
i szepnął co do niego. Ten tylko się roześmiał i zaczął mówić.
-Wy naprawdę wierzycie, że on nie żyje od 16 lat, że nie żyje cała jego rodzina. Grubo się mylicie.-powiedział- A te plotki na temat jego żony, drugiej ciąży i dziecka to prawda. Urodziła córkę, a ja dziś ją widziałem. On jej szuka i ją znajdzie. Jest coraz bliżej. Clave się zmieni tak jak on i jego syn chcą. Krąg się odradza.
   Nic więcej nie powiedział, ponieważ Jace wbił mu nóż w klatkę piersiową. Niebiesko włosy tylko skrzywił się i upadł na ziemię. Nie wiem kiedy, ale krzyknęłam. Cała trójka spojrzała się na mnie tak jakby zobaczyli ducha. Pierwszy otrząsnął się z szoku Jace i zwrócił się do chłopaka.
-Alec, miałeś pilnować tyłów. Co ty wtedy robiłeś?
- Co to jest?- zapytałam się nawet nie wiem dlaczego. Może to była czysta ciekawości, a może to że właśnie ciało martwego chłopaka zaczęło się zmieniać. Wyrosły mu czułki, a ciało pokryło się śluzem.
    W tym czasie trójka zabójców zaczęła się zbliżać do mnie tak jakby nie chcieli spłoszyć zwierzyny. Ja sama zaczęłam się cofać, aż natrafiłam na ścianę. Gdy natrafiłam na ścianę zrozumiałam jak czuł się niebiesko włosy. Tylko między mną a nim była jedna istotna różnica. Ja miałam drogę ucieczki. nawet dwie. Mogłam wrócić do Simona i ściągnąć ich na jego głowę, albo pobiec do domu. Było jednak małe "ale". Nie wiem czy dobiegnę do domu.
  Mój mózg pracował na pełnych obrotach. Prawo- Simon, Lewo-rodzice. Prawo-Lewo,prawo,lewo,prawo. I nagle zrozumiałam, że mogę pobiec do domu, ale przez zatłoczoną ulicę.
Nie musiałam myśleć dużo nogi same mnie poniosły.

*czytaj Dukejn
****************************************
To mamy pierwszy rozdział następny będzie w przyszłym tygodniu. Pozdrowienia dla was :*

1 komentarz: