Stoję przy ogromnym lustrze w jednym z pokoi pałacu. Jestem zestesowana i nie potrafię skleić żadnego sensownego zdania.
Izzy i Maryse biegają wokół mnie poprawiając ostatnie niedociągnięcia przy sukni, która jest przepiękna. Długa, biała, lecz pod odpowiednim kątem jest złota, nie ma ramiączek. Wszystko opiera się na białym misternie zdobionym koronką gorsecie. Włosy upięte mam w kok z kilkoma luźnymi kosmykami uformowanymi w loki. Do tego biały welon do połowy pleców.
-Clary!-wyrywa mnie z zamyślenia Isabelle. - Uśmiechnij się.
Spełniam jej polecenie i schodze z niewielkiego podwyższenia. W rogu pomieszczenia znajduje się szara kanapa. Opadam na nią i ukrywam twarz w dłoniach, uważając, aby nie zniszczyć misternej roboty jednej z kosmetyczek. Po chwili czuję jak gąbka kanapy się ugina po obu moich stronach, a ktoś czule dotyka moich pleców. Uspokaja mnie to, lecz cały czas mam w głowie mroczne myśli.
-Co się dzieje?-pyta Maryse. Podnoszę głowę i patrzę jej w oczy.
-Nie tak to sobie wyobrażałam.- mówię czując nadchodzące łzy.
-Clary, wiesz jaka jest sytuacja. Powinnaś się cieszyć...- mówi Izzy, lecz przerywam jej.
-Że mam taki ślub?-mówię z łamiacym się głosem. Odwracam głowę i tepo patrze się w swoje odbicie w lustrze.- Nie rozumiesz.
-To mi wytłumacz!- wkurzyłam ją. Wstaję i idę do swojego odbicia.
-To jest zemsta.-szepczę. Nie mam pewności, że mnie usłyszały, ale kontynuuje dalej.- Sprzeciwiłam mu się zanosząc jedzenie do sierocinca. Dawałam ludziom nadzieje. Nadzieje na coś co tak naprawdę...- przerywam i kręce głową. -Nieważne. Przecież przeze mnie siedział u cichych braci. Teraz się mści.
-Nie rozumiem. -odzywa się Maryse.-Przecież zgodził się na ślub. Nie skrzywdził nikogo z nas odkąd objął tron.
- Groził mi, że może coś się stać Jace'owi jeżeli nie będę wykonywać jego poleceń. Teraz ten ślub. Kocham Jace'a, ale... nie tak to sobie wyobrażałam. Myślałam, że na moim ślubie będą moi rodzice, ludzie których kocham i którzy mnie kochają. Dzień nie byłby jednym z dni po objeciu władzy przez Jonathana, a ja nie musiała bym się bać, że ktoś przeze mnie zginie.
-Clary, kochanie...-mówi Pani Lightwood i podchodzi by mnie przytulić. Odwzajemniam uścisk i chowam twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Tak strasznie się boję.-szepczę w jej ramie.
Nagle drzwi się otwierają ukazując przybysza. Ubrany w czarny garnitur, biała koszule oraz czerwony krawat, Sebastian mierzy pokój wzrokiem. Po chwili jego spojrzenie pada na mnie oraz Maryse stojąca obok.
-Zostawcie nas samych.-mówi do Lightwood'ów. Te spełniają jego polecenie i zostaje sama z potworem.
-Coś się stało? -pytam go kiedy wygodnie rozsiada się na szarej kanapie.
-Nie nic. Przyszedłem sprawdzić jak idą przygotowania.- mówi i przygląda mi się badawczo.
-Mam jeszcze pół godziny. -mówię opierając łzy z policzka i spod oka starając nie zniszczyć makijażu.
Nastaje cisza, przerywana szuraniem materiału, kiedy próbuje wyprostować zagniecenie na sukni.
-Pięknie wygladasz.-szepcze wprost do mojego ucha, a moje wszystkie mięśnie się napinają.-Pomyślałem, że skoro tata nie może Cię odprowadzić to ja to zrobię.
Kiedy kończy przez moje ciało przebiega nieprzyjemny dreszcz. Odwacam sie twarzą do Sebastiana i patrzę w jego czarne jak otchłań oczy. Powoli wystawia dłoń w moim kierunku.
-Idziemy? Już czas.-mówi. Chwytam jego dłoni i kierujemy się do drzwi.-Uśmiech, proszę.
-Czy ty, Jonathan'ie Christopher'e Herondale-Lightwood, bierzesz tę oto tu, Clarisse Adele Fairchild-Morgenstern, i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że jej nie opuścisz, aż do śmierci? -mówi kapłan gdy Jace trzyma w ręce obrączkę. Jest ubrany w czarny dopasowany garnitur ze złotymi elementami oraz białą koszule. Nie mam już żadnych wątpliwości. Kocham go i to jest najważniejsze.
-Tak-mówi i zakłada na mój serdeczny palec obrączkę.
Do tego momentu wszystko idzie dobrze. W sali anioła zebrali się wszyscy mieszkancy Alicante oraz goście z innych krajów.
Powoli biorę ze srebrnej tacy obrączkę przeznaczoną dla mojego ukochanego.
-Czy ty, Clarisso Adele Fairchild-Morgenstern, bierzesz tego tu, Jonathan'a Christopher'a Herondale-Lightwood, i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że go nie opuścisz, aż do śmierci?-padają słowa kapłana.
-Tak-mówię i zakładam obrączkę na palec Jace'a.
Wtedy dzieje się coś czego nikt się nie spodziewał. Za księdzem zostaje otwarta Brama przez którą wchodzi kilku ludzi. Odpycha mężczyznę przed nami, aby się dostać do nas. Jace natychmiast doskakuje do mnie i zasłania mnie swoim ciałem. Jednak nie ma szans, ponieważ nie ma przy sobie broni. Natomiast tamci są uzbrojeni po zęby. Unieruchomiają mu ręce i wciagają do portalu. Każdy z gości, który chce się zbliżyć do nas zostaje odepchniety. Próbuje uciec, lecz jestem otoczona a buty na obcasie mi w tym nie ułatwiają.
Czuje, że ktoś łapie mnie w tali i przyciąga do siebie. Szarpie się, lecz nic to nie daje.
-Nie szarp się. To i tak nic nie da. -mówi obcy i przchodzimy przez bramę.
********************************
Hmm.... powinnam przeprosić za brak rozdziałów przez dwa miesiące. Nie będę się tłumaczyć bo to i tak nic nie da.
Co do rozdziału. Krótki, ale jest akcja. Piszcie w komentarzach.
Wasza Romantyczna Egoistka <3
Fajny rozdzial. Ja takie CO? Ja caly czas myslalam ze Sebastian cos zrobi ze oni slubu nie wezma a ty takie suprise. Ciekawe kto ich porwal. Obstawiam jakis ruch oporu czy cus. Szybko dodaj nn. Weny <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Nie moge sie doczeka next.<3. Julia
OdpowiedzUsuńHaha ja miałam nadzieję, że Sebcio będzie coś do Clary miał (wiesz o co mi chodzi), a tu, że pozwolił im się ożenić. Zaskoczyłaś mnie. Czekam na nexta. Ciekawi mnie kto ich porwał . . . może faktycznie jacyś buntownicy . . . CZEKAM <3
OdpowiedzUsuń