Jace
- Jace, opanuj się. Ten worek nic ci nie zrobił.- krzyczy na mnie Alec.
Ma racje powinienem się opanować, bo z worka treningowego zaczęła wysypywać się zawartość zaśmiecając czystą, drewnianą podłogę sali treningowej w moim domu. Od śmierci Sebastiana minęły dwa miesiące i postanowiłem zamieszkać w starej rezydencji Herondale'ów. Lightwood' owie pomogli mi posprzątać cały dom i względnie poukładać swoje myśli po tragicznym wieczorze.
- Jak mam się opanować skoro czuje się tak…- nie mogę znaleźć żadnego słowa opisującego mój stan.
- Jak?
-Jak… jak narkoman na odwyku. Z każdym dniem kiedy jej nie ma przy mnie czuję się coraz gorzej. Budzę się w nocy z krzykiem, bo widzę jej zamglone spojrzenie i usta wykrzywione w uśmiechu, jak z jej lewego kącika ust utworzyła się mała strużka krwi i powoli zasycha. Ta bezsilność , którą czułem wtedy wraca ponownie.- mówię siadając pod ścianą.
- Ale ona żyje.
-Alec, ale jak mam się czuć skoro ona nie chce się ze mną spotkać, pogadać. Mieszka z wami, ale gdy przychodzę do was ona zamyka się u siebie.- mówię do przyjaciela. Ukrywam twarz w dłoniach.- Czuję się jakbym zrobił coś źle tylko nie wiem co.
Mój parabatai wie, że teraz potrzebuje samotności. Ciche ledwo słyszalne kroki i szczęknięcie zamka w drzwiach dają mi znać, że zostałem sam. Podnoszę się z ziemi i podchodzę do worka. Uderzam raz, potem kolejny i kolejny. Z worka sypią się kolejne trociny i wata.
- Jestem takim idiotą!- krzyczę i po raz kolejny zadaje cios.- Nie było mnie przy niej kiedy mnie naprawdę potrzebowała. Wmieszałeś ją w plan Roberta, w którym zabiła swojego brata.- pod wpływem uderzenia worek się rozrywa i wszystkie jego wnętrzności się rozsypują. Mam jeszcze zbyt dużo w sobie agresji. Podchodzę do ściany i uderzam w nią pozostawiając po sobie krwawe ślady.- Po jaką cholerę miała by ze mną rozmawiać?
- Może dlatego, że Cię kocham.- słyszę słodki głos mojej ukochanej.
Odwracam się i widzę ją. Ubrana w jasno zielnoą sukienke z krótkim rękawem, opinającą jej biust i swobodnie opadającą na dół aż do jej kolan. Na nogach ma czarne baleriny, a w ręce trzyma płaszcz. Uważnie mi się przygląda swoimi wielkim, zielonymi oczami pełnymi miłości. Jej długie, rude loki swobodnie opadają na ramiona. Nerwowo zagryza dolną wargę, ale na jej twarzy nie ma żadnego śladu wydarzeń sprzed dwóch miesięcy.
Czakałem na nią długo, a teraz stoje i myślę jak tu się zachować, aby jej nie spłoszyć. Może ona jest wytworem mojej wyobraźni? Jednak nawet jak jest fatamorganą to nie chcę by znikała. Stoimy tak nic nie mówiąc, tylko na siebie patrzymy.
- Jace, co ty sobie zrobiłeś?- mówi i podchodzi do mnie. Chwyta moje dłonie i uważnie ogląda zranione kostki. Nic więcej nie musi robić. Sam jej dotyk sprawia, że czuję się lepiej.
- Nic.- odpowiadam uśmiechając się do niej, cały casz ją obserwując.
- Nie powiesz mi, że próba zabicia ściany gołymi rękoma to nic.- mówi. Chce coś jeszcze powiedzieć,lecz uciszam ją pocałunkiem, który jest niezwykle namiętny i pełny miłości.
- Tęskniłem za tobą.- odzywam się pierwszy po pocałunku.
- Ja za tobą też.
- Jace, opanuj się. Ten worek nic ci nie zrobił.- krzyczy na mnie Alec.
Ma racje powinienem się opanować, bo z worka treningowego zaczęła wysypywać się zawartość zaśmiecając czystą, drewnianą podłogę sali treningowej w moim domu. Od śmierci Sebastiana minęły dwa miesiące i postanowiłem zamieszkać w starej rezydencji Herondale'ów. Lightwood' owie pomogli mi posprzątać cały dom i względnie poukładać swoje myśli po tragicznym wieczorze.
- Jak mam się opanować skoro czuje się tak…- nie mogę znaleźć żadnego słowa opisującego mój stan.
- Jak?
-Jak… jak narkoman na odwyku. Z każdym dniem kiedy jej nie ma przy mnie czuję się coraz gorzej. Budzę się w nocy z krzykiem, bo widzę jej zamglone spojrzenie i usta wykrzywione w uśmiechu, jak z jej lewego kącika ust utworzyła się mała strużka krwi i powoli zasycha. Ta bezsilność , którą czułem wtedy wraca ponownie.- mówię siadając pod ścianą.
- Ale ona żyje.
-Alec, ale jak mam się czuć skoro ona nie chce się ze mną spotkać, pogadać. Mieszka z wami, ale gdy przychodzę do was ona zamyka się u siebie.- mówię do przyjaciela. Ukrywam twarz w dłoniach.- Czuję się jakbym zrobił coś źle tylko nie wiem co.
Mój parabatai wie, że teraz potrzebuje samotności. Ciche ledwo słyszalne kroki i szczęknięcie zamka w drzwiach dają mi znać, że zostałem sam. Podnoszę się z ziemi i podchodzę do worka. Uderzam raz, potem kolejny i kolejny. Z worka sypią się kolejne trociny i wata.
- Jestem takim idiotą!- krzyczę i po raz kolejny zadaje cios.- Nie było mnie przy niej kiedy mnie naprawdę potrzebowała. Wmieszałeś ją w plan Roberta, w którym zabiła swojego brata.- pod wpływem uderzenia worek się rozrywa i wszystkie jego wnętrzności się rozsypują. Mam jeszcze zbyt dużo w sobie agresji. Podchodzę do ściany i uderzam w nią pozostawiając po sobie krwawe ślady.- Po jaką cholerę miała by ze mną rozmawiać?
- Może dlatego, że Cię kocham.- słyszę słodki głos mojej ukochanej.
Odwracam się i widzę ją. Ubrana w jasno zielnoą sukienke z krótkim rękawem, opinającą jej biust i swobodnie opadającą na dół aż do jej kolan. Na nogach ma czarne baleriny, a w ręce trzyma płaszcz. Uważnie mi się przygląda swoimi wielkim, zielonymi oczami pełnymi miłości. Jej długie, rude loki swobodnie opadają na ramiona. Nerwowo zagryza dolną wargę, ale na jej twarzy nie ma żadnego śladu wydarzeń sprzed dwóch miesięcy.
Czakałem na nią długo, a teraz stoje i myślę jak tu się zachować, aby jej nie spłoszyć. Może ona jest wytworem mojej wyobraźni? Jednak nawet jak jest fatamorganą to nie chcę by znikała. Stoimy tak nic nie mówiąc, tylko na siebie patrzymy.
- Jace, co ty sobie zrobiłeś?- mówi i podchodzi do mnie. Chwyta moje dłonie i uważnie ogląda zranione kostki. Nic więcej nie musi robić. Sam jej dotyk sprawia, że czuję się lepiej.
- Nic.- odpowiadam uśmiechając się do niej, cały casz ją obserwując.
- Nie powiesz mi, że próba zabicia ściany gołymi rękoma to nic.- mówi. Chce coś jeszcze powiedzieć,lecz uciszam ją pocałunkiem, który jest niezwykle namiętny i pełny miłości.
- Tęskniłem za tobą.- odzywam się pierwszy po pocałunku.
- Ja za tobą też.
-Chcesz wina?- pytam się trzymając w dłoni butelkę najlepszego wina w domu.
Przyrządziłem szybko spaghetii i teraz się nim zajadamy.
-Nie dziękuję.- szepcze cicho i bierze łyk wody.- Musimy porozmawiać.
Bałem się tej chwili, chciałem jej uniknąć. Teraz powie, że nie chce mnie znać, że chce rozwodu, a wtedy ja zostanę sam.
- Clary, nie przerywajmy tej chwili…
- Nie, Jace musimy porozmawiać.- przerywa mi ostro dziewczyna.- Jest coś o czym powinieneś wiedzieć.
- Jeżeli chcesz mnie zostawić…
- Zostaniesz ojcem!! - krzyczy rudowłosa.
- Zostanę… ojcem?
Przyrządziłem szybko spaghetii i teraz się nim zajadamy.
-Nie dziękuję.- szepcze cicho i bierze łyk wody.- Musimy porozmawiać.
Bałem się tej chwili, chciałem jej uniknąć. Teraz powie, że nie chce mnie znać, że chce rozwodu, a wtedy ja zostanę sam.
- Clary, nie przerywajmy tej chwili…
- Nie, Jace musimy porozmawiać.- przerywa mi ostro dziewczyna.- Jest coś o czym powinieneś wiedzieć.
- Jeżeli chcesz mnie zostawić…
- Zostaniesz ojcem!! - krzyczy rudowłosa.
- Zostanę… ojcem?
Clary
-Zostanę…ojcem. - szepcze oniemiały Jace.- Jak? Kiedy? Który to miesiąc.
- Och, Jace, przecież wiesz jak się robi dzieci. - mówię i jestem przestraszona zachowaniem Jace'a.- Drugi miesiąc.
- Dlatego nie chciałaś się ze mną widzieć?
- Po części. Pamiętasz to wino z krwią demona co wypiłam. Cisi bracia chcieli sprawdzić czy z dzieckiem wszystko dobrze, czy nie będzie takie jak Sebastian. - mówię i łzy wzbierają mi się w oczach. To był jeden z trudniejszych okresów w moim życiu.- Nie mogłam ci spojrzeć w oczy i kłamać, że wszystko jest dobrze. Porostu tak nie mogłam.
- I dlatego mnie unikałaś?- pyta się mnie Jace.
- Tak.
- Myślałaś, że dziecko będzie jak Sebastian?- kiwam głową. Podnosi się ze swojego miejsca i kuca przede mną.- Clary, ja bym i tak je kochał. To jest nasze dziecko.
- Nawet jeśli by mnie zabiło?- pytam.
Cisi bracia powiedzieli mi, że jeżeli dziecko będzie miało w sobie krew demona, to może się to dla mnie skończyć śmiercią. Jednak mój układ imunologiczny walczył z ciałem obcym jakim była krew demona,lecz dopiero lekarstwa cichych braci pomogły mi i mogłam wrócić w pełni do zdrowia. Byłam bliska śmierci, ale szybka reakcja mojego męża i żyję.
-Nie wiem, ale z dzieckiem wszystko dobrze? Teraz ze mną zamieszkasz?
- Jak najbardziej. Wszystko idzie w dobrym kierunku.- odpowiadam, a na twarzy chłopaka gości ulga.
- Będę ojcem!- krzyczy Jace i bierze mnie na ręce.- Mam ochotę wszystkim to wykrzyczeć.
Szaleńczy uśmiech gości na jego twarzy, a następnie całuje mnie namiętnie w usta.
Teraz mam pewność, że wszystko będzie dobrze.
************************************
No to czeka nas tylko epilog. Przepraszam wszystkie fanki Sebastiana, ale on musiał umrzeć, nie było innego wyjścia. Przepraszam.
Jak wam się podoba? Piszcie komentarze.
Pozdrawiam Romantyczna Egoistka :-*
- Och, Jace, przecież wiesz jak się robi dzieci. - mówię i jestem przestraszona zachowaniem Jace'a.- Drugi miesiąc.
- Dlatego nie chciałaś się ze mną widzieć?
- Po części. Pamiętasz to wino z krwią demona co wypiłam. Cisi bracia chcieli sprawdzić czy z dzieckiem wszystko dobrze, czy nie będzie takie jak Sebastian. - mówię i łzy wzbierają mi się w oczach. To był jeden z trudniejszych okresów w moim życiu.- Nie mogłam ci spojrzeć w oczy i kłamać, że wszystko jest dobrze. Porostu tak nie mogłam.
- I dlatego mnie unikałaś?- pyta się mnie Jace.
- Tak.
- Myślałaś, że dziecko będzie jak Sebastian?- kiwam głową. Podnosi się ze swojego miejsca i kuca przede mną.- Clary, ja bym i tak je kochał. To jest nasze dziecko.
- Nawet jeśli by mnie zabiło?- pytam.
Cisi bracia powiedzieli mi, że jeżeli dziecko będzie miało w sobie krew demona, to może się to dla mnie skończyć śmiercią. Jednak mój układ imunologiczny walczył z ciałem obcym jakim była krew demona,lecz dopiero lekarstwa cichych braci pomogły mi i mogłam wrócić w pełni do zdrowia. Byłam bliska śmierci, ale szybka reakcja mojego męża i żyję.
-Nie wiem, ale z dzieckiem wszystko dobrze? Teraz ze mną zamieszkasz?
- Jak najbardziej. Wszystko idzie w dobrym kierunku.- odpowiadam, a na twarzy chłopaka gości ulga.
- Będę ojcem!- krzyczy Jace i bierze mnie na ręce.- Mam ochotę wszystkim to wykrzyczeć.
Szaleńczy uśmiech gości na jego twarzy, a następnie całuje mnie namiętnie w usta.
Teraz mam pewność, że wszystko będzie dobrze.
************************************
No to czeka nas tylko epilog. Przepraszam wszystkie fanki Sebastiana, ale on musiał umrzeć, nie było innego wyjścia. Przepraszam.
Jak wam się podoba? Piszcie komentarze.
Pozdrawiam Romantyczna Egoistka :-*
ale ja tak kocham Sebastiana! Zrób, że ożyje. plooooooose
OdpowiedzUsuńSebastian nie żyje. Czemu wszyscy go uśmiercają on jest taki no taki aww *-* no krcze ja nwm czemu niektorzy go nie lubią on jest tak intrygujaca i wielowarstwową postacią ze moim zdaniem jest najlepszą postacią w DA. A co dp rozdzialu to bardzo fajny. Najpierw myslalam ze Clary nie zyje. Potem ze chce Jace'a zostawic i gdyby nie tytul to w zyciu bym nie pomyslala ze ona jest w ciąży. Wiec świetnie to przedstawilas. A te odczucia Jace'a tez są super. Naprawde fajnie napisane. Bardzo mi sie podobalo. Weny <3
OdpowiedzUsuń