piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział XXXVIII ''Koniec''

Perspektywa Jace'a
       Siedzę oparty o kraty w jednej z cel miasta kości. Na pryczy w kącie leży Clary.  Jest nieprzytomna już trzeci dzień, choć w tym miejscu czas płynie inaczej.
       Nagle przez moje ciało przechodzi dreszcz. Spoglądam w kierunku drzwi wykonanych z kraty. W progu stoi wysoką zakapturzona postać.  Światło padające z pochodniam nadaje jej niebezpiecznego wyglądu. W długich palcach ściska podłużny, srebny przedmiot.
- Jeszcze się nie obudziła?- słyszę w głowie głos brata Zachariasza. Kręce przecząco głową.
      Jestem tu cały czas z Clary i nie ma możliwości, abym mógł się przekonać do takiej rozmowy. 
- Kiedy ona się obudzi? - pytam się Cichego Brata i podchodzę do Clary.
- Powinna się obudzić wczoraj. Nie wiemy dlaczego to tak się wydłuża.- mówi .
        Siadam delikatnie na pryczy.  Łapie rękę nie przytomnej dziewczyny, jest zimna. To najbardziej nas przeraża. Normalne jest to, że musi odzyskać siły po wczorajszym ceremonii. Nie było innego wyjścia jak oddzielenie tych dwoje bez strat. Clave chciało mieć ich oboje żywych. Clary ma moc, a Jonathan jest Jonathan'em Christopher'em Morgenstern'em i to już przesądza sprawę.
         Słyszę cichy szelest materiału i wiem, że cichy brat zniknął. 
          Dalej przyglądam się Clary.  Jej loki tworzą wokół głowy czerwoną aureolę.  Cienie pod oczami znikają. Tak samo jak Runy uzdrawiające z jej nadgarstka.
          Przyglądam się jej uważnie już trzeci dzień. Przez ten czas zauważyłem jak bardzo się zmieniła. Schudła,  a na jej rękach pojawiło się kilka małych blizn. Wyglądają jak te co sam posiadam od treningów.
          Czyżby Valentine kazał jej trenować? 
         Prawdopodobnie tak.
          Z roznyślań wyrywa mnie jęki dochodzące zza ściany. Wspomniany Jonathan.  Musi być zza ściana w sąsiedniej celi, ponieważ nie wiemy dokładnie czy ceremonia, zakręcie i kilka Run nałożonych przez cichych braci działają.
        Udało się go pokonać dopiero kiedy zauważył co się dzieje z Clary. Obiecuje, że już myślałem, że nas po zabija. Pokonał troje wyszkolonych Nocnych Łowców, a następnie odepchnął od Clary Jocelyn. Rzucił się do niej jakby miał uczucia, jakby zależało mu na niej. Dopiero wtedy razem z Alec'iem mogliśmy go unieruchomić. Krzyczał, abyśmy wezwali cichych braci i  narysowali jej Runy.
         Cisi bracia mu nie odpuszczą, a już napewno nie odpuści mu Clave.
- Co się stało? Gdzie jestem?- do moich uszu dochodzi przepiękny lekko zachrypnięty głos tak długo wyczekiwany. Clary spoglada na mnie swoim zielonymi oczami. Na ten widok od razu pojawia się uśmiech na mojej twarzy. Podaje jej wodę i obserwuję jak przez słomkę bierze dwa małe łyki. Oglądam kubek na stoliczek przy pryczy.
- W mieście kości.- odpowiadam i całuje ją w czoło. Siadam koło niej.
        Jestem wreszcie szczęśliwy i spokojny po dwóch miesiącach niepokoju i lęku.
- Co się stało, że tu się znalazłam?- pyta i podnosi się na łokciach do pozycji siedzacej.
- Straciłaś przytomność z powodu dużej utraty krwi. - mówię i przez moje ciało ponownie przechodzi dreszcz.
         W progu ponownie pojawia się cichy brat. 
- Witam, Clarisso Morgenstern. - słyszymy głos brata Zachariasza w głowach.
- Proszę mnie tak nie nazywać.- mówi Clary po chwili zaskoczenia.
           Cichy brat podchodzi do Clary z wyciągniętymi palcami z zamiarem sprawdzenia czy wszystko z nią w porządku. Moja dziewczyna automatycznie się cofa. Nie dziwię się. Na jej miejscu też bym zareagował, a przecież jestem Jace Herondale.
- Spokojnie. - mówię i lekko ściskam jej dłoni. - On chce Cię tylko zbadać.
           Po tych słowach dziewczyna się rozluźnia. Podaje się badaniu, lecz ja czujnie obserwuje każdy ruch Cichego Brata. Po wydarzeniach z biblioteki nie ufam za wielu osobom.
           Badanie nie trwa długo.  Brat Zachariasz nie dotyka jej w ogóle.  Po zakończeniu czynności zostawia stelle na stoliku obok i wychodzi.
- To chyba Twoja Stella. - mówię i podaje jej przedmiot. Bierze ode mnie przedmiot i natychmiast go odkłada na poprzednie miejsce. 
- Jace?- mówi i przybliża się do mnie. Widzę tylko jej zarys w otaczajacym półmroku, ale i tak jest piękna i moja.
- Hmmm?-Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć, ponieważ jej usta natrafiłają na moje.  Łapie ją w tali, a ona zarzuca ręce na moją szyję. Grawitacja działa tak dobrze, że po chwili się przewracam na plecy. Czuję jak Clary się śmieje nie przerywając pocałunku.  Leży na mnie, a ja mocniej dociskam jej ciało do swojego. Bardzo mi jej brakowało.
- Hmhm.- słyszymy głośne chrząknięcie. Przerywamy pocałunek i spoglądamy w stronę skąd dochodzi dźwięk.
         W progu celi stają dwie osoby.  Wysoką brunetka w 10 centymetrowych szpilkach, ubrana całą na czarno ze srebna bransoletką. Ktoś kto jej nie zna nie wie, że to bicz z elektrum. Obok niej stoi mój Parabatai. Wyglada tak jak zawsze, czarne spodnie, t - shirt i buty. Dopiero teraz widzę, że moje załamanie po porwaniu przez Valentine'a Clary odbiło się też na nim. 
- Co się dzieje? - pytam się Alec'a. 
- Musimy się zbierać do Instytutu. Mamy już na was czekają z przyjęciem. - mówi Alec. Patrzymy się na Alec'a że zdziwieniem. - Jakby co to nic nie wiecie. 
          Wzrok mam utkwiony w swoim Parabatai. Daje mi wyraźny ruch, abym poszedł do niego. Całuje Clary w czoło i zsuwam ją z siebie. Podchodzę do mojego Parabatai, a do Clary podchodzi Isabelle. 
- Kiedy jej powiesz o Jonathanie? - pyta się mnie Alec. 
             Jonathan będzie do końca życia więzieniem cichych braci lub więźniem w Gardzie. 
- Clary jest mądrą dziewczyną i chyba wie co się stanie z nim.  Poza tym jak zapyta to odpowiem. - mówię i wracam spojrzeniem do dziewczyn. 
             Izzy pomogła się ubrać Clary. Jest ubrana w czarne spodnie, t - shirt i trampki. Teraz panna Lightwood układa włosy mojej dziewczyny. Może na serio ma być już dobrze.  Może to koniec walk między Łowcami?             
               Podchodzę do nich. Cicho rozmawiają.  Trafiam akurat na kwestię Izzy. 
- Dobrze, że wróciłaś. Jace wreszcie jest sobą. Nigdy nie myślałam, że może się tak złamać. - szepcze Izzy na co Clary ją przytula. 
- Dziewczyny, idziemy? - pytam się i podchodzę bliżej nich.  
-Oczywiście. - mówi Izzy i odchodzi.
               Chwytam Clary za rękę i tak wychodzimy.  Nie mam zamiaru prędko jej puścić chyba, że będę musiał. Nagle przypominam sobie o pozostawionym przedmiocie na stoliku. Mówię o tym Clary i sam idę do celi. Przedmiot leży na swoim poprzednim miejscu. Zabieram ją i kieruję się ku drzwiom celi kiedy do moich uszu dochodzi jedno zdanie z  sąsiedniej celi. 
 - To nie koniec. To dopiero początek. 
************************ 
Kolejny rozdział.  Nastąpił nagły przypływ weny. Co o tym sądzicie? Piszcie w komentarzach. To bardzo motywujące.  Pozdrawiam złamana Romantyczna Egoistka. 

5 komentarzy:

  1. Świetny <3333
    I ta końcówka xdxd
    Życzę weny :-) i czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Super.
    Ta końcówka, czyżby Sebastian miał coś jeszcze w zanadrzu?
    Życzę weny i nie mogę się doczekać nowej notki.
    Eva

    OdpowiedzUsuń
  3. Superrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr
    a juz myslalam ze rozdzial nie pojawi sie predko a tu prosze
    super rozdział pozdrawiam i zycze przy okazji duzo duzo weny kochana--JCB26

    OdpowiedzUsuń
  4. Pff...Sebastian to Sebastian,to jasne że ma coś w zanadrzu ;D.Fajny rozdział.W sumie,dzięki tobie polubiłam pairing Clary/Jonathan <3.
    Czekam na next
    Magda441

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny świetna końcówka życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń