poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział XXIII ''Układ''

     Po pięciu minutach do salonu wraca Jonathan prowadząc przed sobą dobrze znanego  mi chłopaka. Jest jak zawsze ubrany w jeansy i rozciągnięty T-shirt z prawie spranym nadrukiem. Okulary ma lekko przekrzywione. Czarne włosy sterczą mu na wszystkie strony. Na rękach, które ma związane widzę kilka siniaków i zadrapań. Po za tym wygląda dobrze.
       Simon, mój najlepszy przyjaciel, którego znam od dzieciństwa jest w piekle. W piekle, które zaserwował mu psychopatyczny ojciec jej najlepszej przyjaciółki.
-Co zamierzasz zrobić?- pytam. Spodziewałam się Simona tutaj, ale jest to dla mnie duże zaskoczenie. Moje emocje też nie są w najlepszym stanie. Nie wiem, czy powinnam się  cieszyć, że jest cały i zdrowy, a co najważniejsze, że żyje, czy płakać, że znalazł się w takim miejscu jak to.
-Hm... Nie domyśliłaś się jeszcze? Będzie moją kartą przetargową.- mówi Valentine.
-Clary, co tu się dzieje? Znasz tych ludzi?- mówi do mnie Simon. Jego głos jest lekko zachrypnięty.
-Możecie wyprowadzić Simona?- pytam się błagalnie.
-Jonathanie, zaprowadź naszego gościa do jego pokoju i wróć tu.- zwraca się Valentine do syna.
        Młody Morgenstern znika mi z pola widzenia na nie więcej niż dwie minuty.  Kiedy wraca siada na osobnej sofie po prawej stronie.. Nie można powiedzieć,  aby Jonathan siedział na sofie.  On sie na niej rozłożyć. Prawa nogę założył na lewa i odchylił się do tyłu. Głowę lekko oparł na zagłówku tak, że widzę jego zamknięte powieki.
- Czyli moja pomoc za uwolnienie Simona?- przerwałam tą niezreczną cisze, która nastała.
- Coś w tym stylu.- mówi Jonathan lekko uchylajac powieki i kierujac wzrok na mnie.
-Coś w tym stylu? Czyli co? -mówię.
- My wypuścimy Simona całego i zdrowego, a ty będziesz mnie się słuchać i wykonywać moje polecenia.- mówi Valentine z kamienną twarzą.
- Polecenia? Niby jakie?-pytam się.  To wydaje się coraz bardziej dziwne, ale nie powinnam się dziwić.  Ten świat nie jest normalny.
- Chodzi nam o to, że nauczysz się walczyć i zachowywać jak Nocny Łowca. Będziesz rysowała i tworzyła nowe Runy, jeżeli ci powiem. Po prostu bedziesz mi posłuszna. - mówi Valentine. 
         Mam być posłuszna? Temu człowiekowi który chce zniszczyć wszystko na swojej drodze do władzy? Tylko, że ten człowiek ma dobry argument w postaci Simona. Nie mam szans.
         Musze to przemyśleć.  Jeżeli się nie zgodzę Simon będzie martwy. Jeżeli się zgodzę całe moje życie zostanie podporządkowane organizacji Morgenstern'ów. Za bardzo kocham Simona,  aby umarł przeze mnie.  Jest dla mnie jak brat. Nie mam możliwość odmowy. Jestem w ślepym zaułku.
- Okay, ale ja też mam warunki.- mówię i od razu na twarzach Morgenstern'ów pojawia się zaskoczenie.
- Czy nie uważasz, Clarisso,  że darownie życia temu Przyziemnemu to wystarczający akr łaski? - pyta lekko zdenerwowany ''tatuś''.
- Jeżeli go zabijesz nie licz na pomoc z mojej strony. - mówię spokojnie i już wiem, że spełnią moje warunki. - To jak będzie?
       Valentine przez chwile kalkuluje wszystkie opcje.  Nie spodziewał się tego kompletnie.
- Mów jakie są Twoje warunki.-mówi Jonathan.  Momentalnie odwracam się w jego stronę. Nie siedzi już zrelaksowany, wręcz przeciwnie jest spięty i zdenerwowany.
-Wypuścicie Simona i -biorę głeboki oddech- wymarzecie mu mnie z pamięci.  Możecie nawet wymyślić jakaś bajeczkę, że zginęłam w pożarze domu wraz z rodzicami. Macie czarownika, wiec chyba potrafi to zrobić. - mówię.  Wymazanie mnie z Simona pamięci zbiło ich z tropu.
- Po co chcesz mu wymazać pamięć? - pyta zdezorietowny Jonathan.
- Nie twój interes.- mówię. - To jak będzie? - Okay. Zgadzam się na twoje warunki. - mówi Valentine.
- To co otworzyć Bramę? - pytam się.
-Nie tak szybko, Clarisso. Najpierw musimy załatwić jeszcze jedną sprawę. Jason nie zjawił się tu bez powodu. - mówi Valentine.
- Jason? - pytam.
- Czarownik. - odpowiada na moje pytanie Jonathan i wskazuje na mężczyznę w drzwiach.
- Ma na celu stworzenie Runy powiązanej z magią. - mówi Valentine wystając z fotela. Powoli kieruje się do drzwi. - Pradawnej Runy wiążącej. Nie będziesz mogła się oddalić za daleko od Jonathana. Dokładnie na 100 metrów. Koniec z ucieczkami, Clarisso.
     Nie wiem co mam powiedzieć. Na coś takiego się nie zgadzałam, a może się zgodziłam? Nie ma odwrotu. Na szali stoi życie Simona.
- Okay. - mówię.
- Jason, wiesz co robić. - mówi Valentine i opuszcza pokój.
      Drzwi salonu się zamykają i zostaje sama z Morgenstern'em i czarownikiem. Jonathan siada obok mnie na kanapie po lewej stronie.
- Jonathanie, podaj mi swoją Stelle. - mówi Jason do mojego brata. Ten powoli spełnia jego prośbę i posłusznie wyciąga Stelle z lewej kieszeni spodni. Następnie podaje przedmiot czarownikowi. - Podaj mi swoją prawą rękę. - rozkazuje mi Jason.  Podaje mu rękę. Jason odwraca ja natychmiast wewnętrzną stroną do góry i przykłada do nadgarstka stelle. Zaczyna powoli kreślić Rune. Nie znam jej. Runa przypomina węzeł,  ale nie taki zwyczajny węzeł.  Węzeł skąpany w mojej krwi. Pierwszy raz widzę, aby taka Runa mogła ranić.  Ból powoli roznosi się po całej ręce i promieniej dalej. Kiedy kończy rysować kieruje stelle do lewego nadgarstka Jonathana. Ponownie wykonuje tą samą czynność.  Powoli otaczający mnie swiat zaczyna się oddalać. Głos czarownika staje się monotonny i odległy. 
       Jonathan nagle łapie moją rękę naznaczoną runą  lewą ręką. Czarownik wiąże nasze ręce czerwonym szalem i zaczyna powoli wypowiadać zaklęcie w nieznanym mi języku.  Powoli ból w nadgarstku staje się mocniejszy i ciągły.
     Nie wiem ile to trwało, ale kiedy ceremonia się kończy szal, który kierępował nasze ręce znika. Jonathan wyplat swoją rękę.  Na nadgarstku widnieje dalej krwawa runa. Krew leci z niej cały czas. Powoli kręci mi się w głowie.
- Wszystko w porządku? - pyta się mnie lekko zaniepokojony Jonathan.- Clary, słyszysz mnie?
      Nie mam siły odpowiedzieć. Zaczynam odpływać. Zatapiam się w nieskonczonej ciemności i bólu.
**********************
No to jest kolejny rozdział.  Przepraszam za opóźnienie.
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. 
Piszcie komentarze.
Wasza Romantyczna Egoistka.

3 komentarze:

  1. Świetny :).Mam wrażenie że Jonathan,trochę martwi się o Clary...to ,,kłóci się'' z moim wyrobionym obrazem,Jonathan'a,ale podoba mi się <33
    Magda441

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czegoś takiego to się nie spodziewałam ;) Weny i do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń