wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział XXIV ''Mrok''

     Powoli podnoszę ociężałe powieki. W pomieszczeniu panuje mrok przecinany tylko wąską ścieżką światła lampy stojącej w lewym kącie pokoju obok okien. Na ścianach rozciągają się złowieszczo wyglądające cienie.  Nagle jeden z cieni rusza się i przemawia.
- Miło, że wstałaś! -odzywa się dobrze mi znany głos. Takim samym zdaniem przywitał mnie ostatnio. - Trzy dni spania chyba wystarczą. Zaczynaliśmy się o ciebie martwić.
     Rusza w moim kierunku wolnym krokiem. Po drodze zapala światło. Musze chwile mróżyć oczy, aby cokolwiek zobaczyć.  Podnoszę się na łokciach do pozycji siedzacej. Kiedy siedzę czyje klujący ból w prawym nadgarstku. Spogladam na niego. Tam gdzie powinna  być Runa wykonana przez czarodzieja widnieje świeży, biały bandaż poznaczony kilkoma małymi plamkami czerwonej krwi. Pod nim widnieje kilka Run, ale tylko dwie są na tyle wyraźne abym mogła je odczytać.  Runa Uzdrawiająca i znieczulająca.
- Valentine musiał ci nałożyć sporo Run, aby unormować twój stan zrowia.- mówi Jonathan siadając na brzegu łóżka i wskazując na mój nadgarstek. - Mogę? Muszę na nowo je narysować.  Inaczej może być ciężko i nieciekawie. -podaje mu rękę. Mój brat chwyta ją i wyciąga Stelle.  Zaczyna kreślić.
     Dopiero teraz mogę mu się uważnie przyjrzeć. Ma cienie pod oczami jakby nie spał w ogóle ostatnie dwie noce. Jest ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru koszule.  Na jego runie też widnieje biały bandaż.
     Kiedy kończy rysować ściąga bandarz i przeciera ranę gazikiem czymś nasączonym. Odkłada gazik na poprzednie miejsce czyli do miski z płynem stojącej na stoliku nocnym.
- Czy to był zamierzony efekt?-pytam Jonathana kiedy zakłada świeży opatrunek. Po usłyszeniu pytania zatrzymuje się w wykonywaniu czynności. Przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.
- Runy?- mówi kończąc opatrywnie mnie.-Nie.  Valentine brał pod uwagę, że mogą wyniknąć komplikacje. Miał nadzieje, że wszystko pójdzie dobrze. Podczas ceremonii straciłaś dużo krwi. Zrobiłaś się nagle blada, a twój wzrok stał się nieobecny. Od razu kiedy czarownik skończył zawołałem ojca. Nigdy tego więcej nie rób.  Naprawdę się przestraszyłem, że...-przerywa w pół zdania. Coś w nim jest dziwnego. 
- Brał taką pożliwoś? Dlaczego? - pytam. Muszę się koniecznie dowiedzieć.
- Ty masz w sobie więcej krwi anioła niż inni nocni Łowcy.  Ja natomiast posiadam krew demona. Dlatego mam takie oczy. -mówi Jonathan i wskazuje na swoje czarne oczy. To dziwne,  ale ba obrzeżach tęczówki widzę lekko zielony kolor. Czy on nigdy tego nie zauważył? - Przeciwieństwem,  jesteśmy przeciwieństwem.
       Zapada cisza w czasie której zaczynam się bawić rąbkiem kołdry. Cały czas czuję na sobie wzrok Jonathana.  Podnoszę głowę i kosmyk włosów spada mi na twarz.  Mój brat zbliża się do mnie. Nasze twarze dzieli kilka centymetrów, a jego ręką zakłada mi kosmyk włosów za ucho. 2 centymetry.  1 centymetr.
*************
To jest kolejny rozdział.  Przepraszam że taki krótki,  ale pisze z telefonu.  Wolałbym pisać na kompie ,ale... No cóż takie to oto wakacje za granicą.  Pozdrawiam. Proszę o komentarze.

3 komentarze:

  1. *u* Super że tak szybko nowy rozdział *u*.Clary i Jonathan...*o*
    Magda441

    OdpowiedzUsuń
  2. uuu Clary i Jonathan <33 będzie ciekawie

    OdpowiedzUsuń